Z nadejściem cieplejszych dni na ulicach zaczęło pojawiać się więcej rowerzystów. W wielu miastach systematycznie rozbudowywana jest też sieć dróg dla rowerów. Niestety bywają one punktem zapalnym.
- Drogi są tak konstruowane, że na ścieżkach rowerzyście pierwszeństwo zwykle daje sygnalizacja świetlna bądź wykonywany przez kierowcę samochodu manewr – przecina on drogę dla rowerów podczas lewo- lub prawo-skrętu, więc jest zobligowany do ustąpienia pierwszeństwa jadącemu na wprost rowerzyście.
- Coś, co w teorii jest bardzo proste, w praktyce komplikuje się. Kierowcy nie są w pełni świadomi praw czy następstw swojego manewru, którym wymuszają pierwszeństwo, zmuszając rowerzystę do hamowania.
- Zdarza się również, że skręcają z premedytacją, zakładając że to niechroniony użytkownik drogi w trosce o własne dobro zmniejszy prędkość.
Czasami jednak dobrych chęci nie brakuje. Kierowcy zatrzymują się lub zwalniają przed drogami dla rowerów, upewniają się, czy nie nadjeżdża rower, ruszają i… dochodzi do niebezpiecznej sytuacji. Dlaczego? Niewielki rower zauważyć trudniej niż samochód, ale nierzadko jego użytkownik porusza się w tempie 20-30 km/h, pokonując w ciągu sekundy blisko 10 metrów. To wystarcza, by rower pojawił się przed maską auta „z nikąd”.
Do wielu takich sytuacji nie doszłoby, gdyby kierowca planujący lewo- lub prawoskręt przynajmniej na kilkadziesiąt metrów przed skrzyżowaniem upewnił się, czy równoległą do ulicy drogą dla rowerów lub chodnikiem nie pędzi cyklista lub użytkownik alternatywnego środka transportu. Im większy pojazd, tym taki nawyk jest cenniejszy. W samochodach dostawczych, ciężarowych czy autobusach pole widzenia przy skręcaniu w prawo jest na tyle zawężone, że jedynie wcześniejsza obserwacja drogi może zapobiec stłuczce.
Byłoby idealnie, gdyby taki nawyk, podobnie jak oglądanie się przez ramię lub spoglądanie w lusterko przed otwarciem drzwi, był wpajany kierującym już na etapie szkolenia. Na polskich drogach szybko rośnie bowiem nie tylko liczba rowerzystów, ale także użytkowników elektrycznych deskorolek, hulajnóg czy monocykli. Legalnie mogą się oni poruszać nawet chodnikiem, takie pojazdy osiągają ponad 20 km/h, więc o sytuację zapalną nietrudno.
Łukasz Szewczyk
Jestem rowerzystką i kierowcą, 50 na 50%. Uważam, że zaczyna się od projektowania: jeśli ktoś na siłę wydziela drogi dla rowerów, zwężając pas jezdni (vide Wrocław, ul. Piłsudskiego), to jest to świadome narażanie uczestników ruchu na kolizję lub wypadek. Ani ja nie jestem bezpieczna, ani rowerzysta. Na Strzegomskiej tak zwężono jezdnię, jechałam tamtędy wzdłuż drogi dla rowerów, w przeciwnym kierunku ciężarówka – centymetry dzieliły mnie od uderzenia bokiem w moje auto. W jakiej sytuacji jest rowerzysta na takiej drodze, nie trzeba już tłumaczyć: dzikie wyprzedzanie rozpędzonym autem itd. Myślę, że kiedyś zacznie się pozywanie do sądów ludzi, którzy wydają pozwolenia na budowę takich dróg rowerowych.
W pełni popieram zdanie NK.
Rozwiązania pasów dla rowerzystów będących bezpośrednio równoległych w stosunku do jezdni dla pojazdów jest rozwiązaniem zawsze niebezpiecznym. Tym bardziej, że nadaje się „pędzącemu” równolegle rowerzyście pierwszeństwo na skrzyżowaniu. Wystarczy, żeby jeden na każdy milion skręcających kierowców nie dostrzegł rowerzysty, to będzie kolejna ofiara. Ten przepis jest zły, ponieważ ustala z góry winnego (kierowcę) prowadzi do wypadków psując i tak beznadziejną polską statystykę BRD. A przecież nie chodzi o to kto jest winny, ale o to, żeby nie było zdarzeń. Przyznam, że w momencie wprowadzania tego przepisu byłem pewny, że do takiego rozwiązania się nie dopuści.
Pingback: ติดเน็ตบ้าน AIS
Pingback: Dan Helmer
Możliwość komentowania została wyłączona.