Przejdź do treści

Czytanie drogi, czyli lekcja numer 2

nauka jazdy

Nie tak dawno pisałem o pierwszej praktycznej lekcji, która według mnie, mówiąc w skrócie, powinna odbywać się głównie na placu manewrowym. Pojawia się jednak odwieczne pytanie – „co dalej”? Wrzucić kursanta od razu w wir godzin szczytu? Wrócić na plac? Właśnie, jak powinna wygląda lekcja numer 2.

Cel podstawowy i nadrzędny tej lekcji to zderzyć teorię z praktyką, aby kursant zobaczył, jak przepisy, które poznał podczas zajęć teoretycznych, należy odczytywać w rzeczywistości. Jest to o tyle ważne, że nasi uczniowie, chociaż prowadzą samochód powiedzmy trzecią godzinę, już będą mieli swoje, najczęściej błędne nawyki, nabyte poprzez obserwację zachowania za kierownicą najbliższych członków rodziny. To wygląda tak, jakby dopisywali swoje zasady, teorie do istniejących już i mających się bardzo dobrze przepisów.

Jak ten cel zrealizować? Pewnie każdy od razu odpowie, trzeba zacząć od podstawowych elementów. Tak. Ale właśnie jakie to są dokładnie elementy i w jakiej kolejności powinniśmy je podawać? Zaczynamy od czytania znaków. Kategorycznie i absolutnie. Od tej pory, do końca swojej „kariery” jako kierowca, kursant musi zauważać, rozpoznawać i stosować się do postawionego po prawej stronie drogi znaku. Tutaj możemy spotkać bardzo pouczające znaki, podchwytliwie ustawione tylko po lewej stronie (które oczywiście dotyczą sąsiedniej jezdni) np. przy zjazdach i rozwidleniach dróg. Czytanie znaków to bez przesady najważniejszy nawyk, który musimy wyrabiać w kursantach od samego początku, bezwzględnie i – co bardzo istotne – nie do połowy kursu, w myśl zasady „a bo już wiem, jakie tu są znaki”, tylko za każdym razem, na każdej lekcji. Do upadłego, na upartego, cały czas bez wzruszenia pytamy o to, jaki stał znak, co oznacza i jaką ma funkcję, aż kursant sam zacznie to mówić automatycznie. Właśnie. Ważne jest również to, aby cały ten proces opierał się na rozmowie, a nie przeświadczeniu, że uczeń na pewno ten znak zobaczył i teraz się do niego zastosuje. Dopóki nie opisze, w telegraficznym skrócie, sytuacji, jaką zauważył, dopóty nie możemy sądzić, że wie, co ma robić.

Jeżeli już dla każdej ze stron jest jasne, że czytamy, czytamy i jeszcze raz czytamy znaki, teraz możemy przejść do następnego elementu. Zamknięcia procesu prowadzenia samochodu w stałych pytaniach, które kursant musi sobie zadawać. Czyli sprawdzamy, czy jest to droga jedno-, czy dwukierunkowa. A w jaki sposób? Oczywiście czytając znak! Potem ustalamy, w jaki sposób powinniśmy się ustawić, jeżeli będziemy wykonywać manewr skrętu w lewo. Następnie sprawdzamy, kto rządzi na skrzyżowaniu i w związku tym kogo należy na nim przepuścić bądź nie.

Tyle streszczenia teorii. Trzeba to jednak powiedzieć kursantowi jeszcze przed ruszeniem, na spokojnie, bo przecież potem w emocjach mógłby mało z tego zrozumieć. A jest to swego rodzaju ustalenie warunków. Jak wiadomo, zawsze najlepiej postawić sprawę jasno już na samym początku.

No to ruszamy. Gdzie? Jeszcze nie w największy ruch w centrum miasta. Na tym etapie omińmy ronda, skrzyżowania z wyspą, zawracanie. To wszystko będzie osobno w następnych lekcjach. Teraz stopniowo wtajemniczamy kursanta w świat kierowców, po prostu na drogach o mniejszym natężeniu ruchu, żeby panika nie przysłoniła przesłania całej lekcji. Uczeń już wie. Czyta znaki, rozpoznaje rodzaj drogi, prędkość dopuszczalną, a w związku z tym – czy jest jedna jezdnia, czy dwie. Zaczyna widzieć pytania testowe w rzeczywistości, zaczyna to rozumieć. Jedna kursantka powiedziała nawet kiedyś: „to tak, jakbym czytała książkę, wszystko na tej drodze jest napisane!”. Ba!

Największy problem, zwłaszcza w pierwszych trzydziestu minutach lekcji, to jednak prostolinijność jazdy, czyli to, w jaki sposób poruszać się ciągle w obrębie swojego pasa ruchu. Najprostsza znana mi metoda, to „gdzie patrzę – tam jadę”, tzn. utrzymywanie osi jezdni w lewym dolnym rogu przedniej szyby i patrzenie w perspektywę. Często kursanci spoglądają zbyt blisko, jakby pod samochód czy na pobocze, z lęku o to, czy w nie wjadą, natomiast szybkie skorygowanie tego błędu i wytłumaczenie, że patrząc na horyzont drogi, z większym wyprzedzeniem będziemy w stanie sprawdzić każdy punkt, dodaje pewności siebie i rzeczywiście eliminuje problem. Czasami też nasi uczniowie nie potrafią sobie wyobrazić przestrzennie, ile tak naprawdę zajmują miejsca na danym pasie. Poprzez złudzenie optyczne wydaje im się, że ledwo mieszczą się pomiędzy osią jezdni a poboczem. Wówczas niech zwyczajnie spojrzą na samochód poprzedzający i nagle wszystko staje się jasne. Po prostu działa na wyobraźnię.

Jeżeli mamy ułożoną jazdę prosto, która wcale nie jest taka prosta, teraz przechodzimy do zakrętów. Ustawmy tę trasę tak, aby była jak najbardziej bogata w ich różne typy. Dobrze by było np. wyjechać poza teren zabudowany, aby pokazać, że przy większych dopuszczalnych prędkościach (które zależą od typu drogi, co również kursant ma rozpoznać) zakręty są bardziej łagodne, wyprofilowane niż w terenie zabudowanym, a pokonamy je, stosując metodę na oś jezdni w lewym dolnym rogu i spoglądanie na koniec zakrętu.

Następne ćwiczenie to obserwacja odległości w lusterkach, zwłaszcza przy zmianie pasa ruchu. Jeżeli pojazd za nami widzimy w górnej połowie lusterka, jest w bezpiecznej odległości, a im jest „niżej” – odległość się zmniejsza. Na tym etapie jest to zadanie bardzo trudne dla początkującego kierowcy, ale dzięki tej metodzie jest już w stanie zauważyć różnicę i wykonać je prawidłowo, oczywiście pod naszym czujnym nadzorem.

Cały czas również analizujemy znaki poziome i pionowe. Zaplanujmy tę trasę tak, aby trafił się przejazd kolejowy z zaporami, bez zapór, ze znakiem stop, z linią zatrzymania itp. Zwróćmy jednak szczególną uwagę na znaki ostrzegawcze. Oczywiście na to, co oznaczają, ale też na przykład z pytań testowych, o odległość od znaku do miejsca przed którym ostrzega. Jeżeli będziemy jechać po drogach o zmiennej prędkości, pokażmy kursantowi, że do 60 km/h niebezpieczeństwo wystąpi za 100 m, powyżej – za 150-300 m. Proszę spróbować, bo naprawdę otwiera to oczy i przekonuje, że nawet w takich szczegółach wszystko na drodze jest poukładane według przepisów.

Niektórzy kursanci również często mają kompleks początkującego. Mimo że jadą prawidłowo, zarzucają sobie zbyt wolne tempo, liczą, ile razy zgasł im silnik, czują się gorsi od innych kierowców. Warto wtedy zwrócić uwagę na słynny art. 4 z Kodeksu ruchu drogowego: „uczestnik ruchu i inna osoba znajdująca się na drodze mają prawo liczyć, że inni uczestnicy tego ruchu przestrzegają przepisów ruchu drogowego, chyba że okoliczności wskazują na możliwość odmiennego ich zachowania”. Ten przepis i podane wyżej przykłady powodują, że nasi uczniowie zaczynają czuć się pewniej za kierownicą, bo oni także mają prawo wymagać od innych poruszania się zgodnie z przepisami, więc muszą wiedzieć, przestrzegania jakich dokładnie przepisów mają od innych wymagać. To ważne dla psychiki początkującego kierowcy, ponieważ prawidłowo nastawia do dalszej nauki, a musimy pamiętać, że jest to bardzo delikatny okres, w którym często kursanci w ogóle rezygnują z dalszej edukacji.

A jaki jest najważniejszy rezultat tej lekcji? Przekonanie kursanta, że aby nauczyć się jeździć, musi postawić w pierwszej kolejności na znajomość przepisów, a dopiero w drugiej na obsługę mechaniczną. Musimy postawić konsekwentnie i uparcie na to wielokrotnie już przywoływane czytanie znaków, mimo sprzeciwu kursantów, że to wszystko dzieje się za szybko, że nie są w stanie zdążyć odpowiedzieć, ponieważ w ten sposób wyrabiamy jakże ważny dla kierowcy nawyk podzielności uwagi. Nie róbmy jednak niepotrzebnego zamieszania wokół błędów, do których jeszcze ma prawo na tym etapie, za chwilę przecież będzie następna i następna sytuacja do rozwiązania. Jeżeli kursant nie do końca radzi sobie z obsługą mechaniczną, co też jest naturalne, pomóżmy mu nawet trochę, np. przytrzymując pedał sprzęgła, byleby tylko dobrze rozwiązał sytuację na drodze. Efekt psychologiczny na tym etapie jest ważniejszy niż nazwijmy to „mechaniczny”. Kursant, wsiadając do samochodu przed rozpoczęciem drugiej lekcji, myśli tylko o tym, żeby w odpowiedni sposób zmienić bieg. Po tej lekcji ma się przekonać, że to właśnie czytanie drogi jest zdecydowanie ważniejsze.

 

Grzegorz Lament, instruktor

 

7 komentarzy do “Czytanie drogi, czyli lekcja numer 2”

  1. świetny artykuł, bardzo mi się podobał i żałuję że nie trafiłam właśnie na Pana jako instruktora, przypuszczam że moje umiejętności i wiara w nie byłyby na o wiele wyższym poziomie

  2. Pingback: ห้องพักรายวัน คู้บอน

  3. Pingback: Diyala Governorate Sciences

  4. Pingback: penis fillers

  5. Pingback: psilocybin online shop​

  6. Pingback: สีกันไฟ

Możliwość komentowania została wyłączona.

Koszyk zakupowy0
Brak produktów w koszyku!
0