Felieton Janusza Ujmy
W „Tygodniku Powszechnym” ks. bp T. Pieronek jedzie prosto w oczy polskiemu klerowi, że nie tak miało być w naszym Kościele posoborowym. Życie nie znosi pustki, baronów z partii socjaldemokratycznych zastąpili baronowie na biskupstwach, którzy odrzucają tak radykalne poglądy ks. bp. Pieronka. My, zwykli śmiertelnicy, myśląc o jeździe po polskich drogach, liczyliśmy na cuda, zwłaszcza że każde oddanie nowego krótkiego odcinka czy to autostrady, czy innej drogi – było mocno pokropione święconą wodą. Wierzyliśmy w cuda i kiedy wygraliśmy Euro 2012, władza zapowiadała, że jest przełom i nie będzie żadnych poślizgów przy budowie dróg specjalnych, a gdyby co, to na pewno ze wszystkim zdążymy – bo w zanadrzu mamy asa w postaci Chińczyków, którzy tak jak górale za czasów komuny – w ciągu nocy stawiali chałupę czy kaplicę bez zezwolenia. Jak widzimy, ciągle liczymy, jak nie na wujka z Piątej Ulicy, to na Chińczyków budujących nam autostrady za przysłowiową miskę ryżu. Efekt – przerwanie budowy odcinka A2 i obawy przed poślizgiem.
Słyszymy dookoła, że „Polska Jest Najważniejsza”, to i tutaj żadnego przełomu nie było. Dotychczas pozostały nam tylko przełomy na polskich drogach, a w okienkach TV te same gadające głowy i wyuczone dysputy mydlenia oczu wyborcom, zwłaszcza w okresie zaakceptowania już odbywających się wyborów według ustalonego klucza. Choć „Nie ma Henia” – to już wszystko jest ustalone i wszystko obraca się wokół ustalonych haseł, że tak jak u hierarchów jedność i wiara jest najważniejsza, tak u polityków „A to Polska właśnie”. W naszej branży każdy kolejny minister do spraw transportu, obojętnie z jakiej partii, nie ma nic więcej na głowie, jak tylko czystą dbałość o bezpieczeństwo w ruchu drogowym i zadośćuczynienie – często ponad miarę – dyrektyw unijnych, jak to ciągle widzimy w zakresie szkolenia i egzaminowania kandydatów na kierowców i kierowców. Nie wchodząc w dyskusje przynależne politykom i Kościołowi, ciągle poszukuję „Henia”, który miał uporządkować sprawy w naszej branży. Szukam przełomu: przykładów pozytywnych i negatywnych, zdając sobie sprawę, że pomimo iż człowiek dąży do doskonałości, nigdy nie będzie idealnej jazdy, nigdy nie będzie społeczeństwa w pełni wyedukowanego w tym zakresie, nigdy nie pozbędziemy się wypadków drogowych, jak również wszelkiego rodzaju szwindli przy uzyskiwaniu prawa jazdy. Myślę tutaj nie tylko o „kupowaniu” prawa jazdy, ale o dalszym bycie wielu fikcyjnych ośrodków szkolenia, nastawionych na wydawanie zaświadczeń z zaniżonym do minimum obowiązującym szkoleniem i fikcyjnym zapleczem dydaktycznym.
W III RP tych szwindli nazbierała się już taka moc, że pomimo ciągłego „bębnienia” Ustawa o kierujących pojazdami nie przyniosła rozwiązania. Jak nie było „Henia”, tak go nie ma, bo ciągle w naszym resorcie i nie tylko ważne są układy, na które nie ma rady. I może człowieka szlag trafiać i na szlaku drogowym wpaść do przełomu po ostatniej zimie, a i tak nie doczeka się poprawy istniejącego stanu. W „Rzeczpospolitej” z dnia 20 marca br. czytam: „Testy na prawo jazdy będą trudniejsze”. Myślę – znów wyprzedzamy Amerykanów. I dalej: „Nowe egzaminy będą obowiązywały od lutego 2012 roku” (pytam: a dlaczego nie od Nowego Roku?). Jak zwykle ta sytuacja ma poprawić bezpieczeństwo, bo nie będzie czasu na poprawianie odpowiedzi. Więc nie ma alternatywy – jak sytuacji krytycznej kierowca w pierwszej kolejności zobaczy potężne drzewo przy drodze czy TIR-a – to ma w niego walnąć? Dlaczego ja i wielu moich kolegów tych pytań przed ich użyciem nie znamy? Utajniliśmy na amen tajnych współpracowników, a teraz oni utajniają testy. „Henio!” – gdzie tak jest na świecie? Cezary Grabarczyk, minister infrastruktury, chce, by kandydat na kierowcę nie tylko znał przepisy, ale także potrafił zachować się na drodze. Dyrektor Transportu Drogowego Andrzej Bogdanowicz, pracujący nad rozporządzeniem, już teraz bez symulacji wie, że utajnienie testów przyniesie wielki sukces, o czym przekonali go „baronowie” z WORD-ów zatrudniających egzaminatorów według własnego uznania. Nasz „Henio” od testów pracuje już dwie dekady i jak wieść niesie, dorobił się z kolegami już ponad trzech tysięcy pytań. Jak zwykle będą potem dyskusje, poprawki i nowelizacje, ale za to już zapłaci podatnik i klient. Ustawa o kierujących pojazdami z dnia 5 stycznia 2011 roku poddana została tak mocnej krytyce, że sami posłowie są zdziwieni, jak ten „kit” przeszedł . Teraz oczekują nowelizacji jeszcze przed wejściem jej w życie. Samo życie. Tym bardziej powinni być zawstydzeni nasi reprezentanci branżowi, o których pisze w piśmie TD-6p-0701-8/11 Sekretarz Stanu MI Tadeusz Jarmuziewicz do Marszałka Senatu RP (na oświadczenie senatora Krzysztofa Kwiatkowskiego), że „podział OSK był od samego początku zaprogramowany i uzgodniony ze stroną społeczną”, a wszystkie te zamierzenia mają poprawić BRD i poniektórym samopoczucie. W załączeniu Marszałek Senatu RP otrzymał propozycje zapisu art. 31 ust. 1 z podpisem i pieczęciami czterech naszych przedstawicieli: Aleksandra Igielskiego z PIGODK, Krzysztofa Szymańskiego z PFSSK, Romana Stencla z OIGOSK i Jarosława Jarzyńskiego z Zarządu Głównego z LOK. Cień „Henia” padł na naszych liderów i teraz „za karę” proponuje się odebrać Super OSK szkolenie instruktorów i obowiązkowe warsztaty – przekazując je do WORD-u.
„Henio” rozumie, że w tej całej grupie są sami wojskowi, więc taktyka musi odnieść sukces. „Henio”, działając jako niewidzialna ręka, doskonale zdawał sobie sprawę, że po umocnieniu się WORD-ów wszyscy pomniejsi przedsiębiorcy (OSK) będą im jeść z ręki. Dlatego wymieniać będą samochody egzaminacyjne jak rękawiczki przy zbieraniu ogórków, bez wzgląd na zakażenie bakteriami E. coli. W normalnym kraju takie zakupy i wymiany samochodów by nie przeszły. Do tego ich prezes w mediach na całą Polskę sobie z nas żartuje „że my szkolić możemy na każdym samochodzie, bo przepisu zabraniającego nie ma”. Nasz „Henio” ciągle chowa się za podwójną gardą i z góry ma opracowaną taktykę. Taka taktyka nie może przynieść zgody i zwycięstwa. Będzie nas cechował ciągły bałagan i walka podjazdowa, tak jak to się dzieje w państwach totalitarnych.
Pytam, dlaczego kraje od nas biedniejsze mogą specjalnie dla wyróżnienia się w ruchu, stosownie do uzyskanych przywilejów, żądać jednych kolorów: gimbusów, autobusów komunikacji publicznej, taksówkarzy? Jak mamy je rozpoznać, jeśli włączają się do ruchu czy korzystają z wydzielonych pasów ruchu? Stąd też bierze się cwaniactwo innych i prawie żadne organa porządkowe na te zjawiska nie zwracają uwagi, tak jak na warunkowy wjazd na skrzyżowania. Czy to też jest wina OSK, które źle szkolą – jak ciągle potwierdza to NIK, argumentując zastępczymi niedociągnięciami. Choć sezon ogórkowy nieopatrznie wcześniej się zaczął bez wakacyjnego entuzjazmu, to ostrożność sanitarna z pewnością sobie z tym negatywnym zjawiskiem poradzi.
Mam nadzieję, że już najwyższy czas, aby „Henio” wyszedł z cienia i przeniósł się na emeryturę. Czas tego wymaga – bez urazy.
Janusz Ujma
Pingback: superkaya88
Możliwość komentowania została wyłączona.