Felieton Janusza Ujmy
Przeważnie młody, nie osiągnął jeszcze pełnoletności – to jedna trzecia kandydatów na kierowców kat. B. Prawie dwie trzecie to młodzież najwyższego ryzyka, czyli do 25 lat. Zdarzają się też kursanci powyżej sześćdziesięciu lat, którzy przy dzisiejszym ruchu zdają po kilka razy egzamin, pomimo wyjeżdżenia podwójnej liczby zalecanych godzin. W przypadku tych ostatnich zdarza się nawet, gdy instruktor sugeruje już takim osobom egzamin wewnętrzny, że kursanci go oddalają, argumentując, że jeszcze nie są wewnętrznie przygotowani. Oni testy mają opanowane w stu procentach, kilkakrotnie przeczytali podstawowy podręcznik, są z dyscyplinowani i z zaangażowaniem biorą czynny udział w wykładach. Nie wychodzi im natomiast w czasie państwowego egzaminu praktycznego. Są tak zestresowani i sparaliżowani, że przed egzaminem nie śpią przez kilka dni. Są nawet tacy, którzy tuż przed egzaminem „ćwiczą trasę egzaminacyjną na piechotę”, a zdarzają się też i tak uparci, że pomimo braku predyspozycji wykańczają instruktora i egzaminatora, robiąc te same błędy i zdając ponad kilkadziesiąt razy – i trudno im wyperswadować, żeby dali sobie spokój. To tak jak ostatnio 85-letnia księżna Alba de Tores brała ślub z 24 lata od siebie młodszym partnerem Alfonsem Drezden – nawet król Hiszpanii Juan Carlos nie mógł jej tego wyperswadować.
Jeśli ci seniorzy opanowali już poprawne prowadzenie pojazdu, to najczęstszą przyczyną niezaliczenia jest „zapomnienie” o włączeniu kierunkowskazu (zbyt późne włączenie) czy ślamazarny wyjazd na drogę główną – co zazwyczaj oceniane jest przez egzaminatora jako wymuszenie pierwszeństwa. Na placu manewrowym na tak zwanym „rękawie”, kiedy niechętnie i z trudem odwrócą głowę do tyłu, zrazu mylą im się kierunki obracania kierownicą . Najchętniej na kierownicy zawiązali by sobie kokardkę i patrzyli na nią, czy jest na godzinie dwunastej, kiedy, cofając, wyjadą na prostą. Zwyczajnie im współczuję i chętnie im dodaję bezpłatne dodatkowe jazdy, gdyż wiem, jak bardzo chcą! Wydaje się, że jest to ostatni cel ich życia i czasem zachowują się jak dzieci.
Inaczej jest z młodymi kandydatami na kierowców. Oni siedzą na wykładach jak na szpilkach -najbardziej są zajęci swoimi telefonami komórkowymi, z którymi potem też nie mogą się rozstać. Korzystanie w czasie jazdy (zwłaszcza przez panie – gaduły) z telefonu komórkowego trzymanego w ręku jest już polską plagą. Podwyższanie punktów karnych za to i za inne wykroczenia nie przyniesie tak prędko spodziewanych rezultatów. Wiemy, jak trudno jest wytępić nawyki. Ile z tego tytułu dotychczas było wypadków drogowych i kolizji? Tyle samo, ile przy zawracaniu i ile przy niezatrzymywaniu się na sygnalizator S2 w czasie czynnego wyświetlacza z zieloną strzałką. Gdzie były przez tyle lat media, gdzie była policja? To nie jest tak, że OSK źle szkolą. Kierowcy te zalecenia znają, lecz ich nie przestrzegają – bo wiedzą, że ujdzie im to na sucho.
Wracając do młodych słuchaczy na wykładach – znaczna część z nich, jeśli już nie esemesuje, to nudzi się jak mopsy. Nie dlatego, że wykładowca prowadzi zajęcia nieciekawie, bo nawet łagodny głos lektorki Krystyny Czubówny na filmie z sytuacji drogowych nie skupi ich uwagi na istotnych sytuacjach w ruchu drogowym. Ci młodzi ludzie są nastawieni tylko na mechaniczne wykucie testów i jak najmniejszym wysiłkiem i kosztem chcą otrzymać dokument w postaci prawa jazdy. Bierze się to z obecnego systemu edukacyjnego w szkołach średnich i nie tylko – systemu ukierunkowanego na bylejakość, gdzie mamy szkoły publiczne i niepubliczne z własnym programem nauczania. Gdy porównamy absolwenta z końca XX wieku z obecnym – to zobaczymy, jaka jest przepaść w znajomości literatury, matematyki, fizyki czy geografii świata. Chełpiliśmy się, że w wykształceniu ogólnym znacznie wyprzedziliśmy Zachód. Tak samo nam się wydaje, że mamy jedyny niepowtarzalny system szkolenia i egzaminowania kandydatów na kierowców – bo tak jest. Tylko co z tego i jak się te efekty przekładają na bezpieczeństwo w ruchu drogowym? Zobaczymy, jak poradzi sobie z tym problemem od nowego roku e-learning. Moim zdaniem jeśli to szkolenie wprowadzimy tylko w Super OSK, to wynik będzie odwrotny do zamierzonego celu i nastąpi jeszcze większa bylejakość. Już dzisiaj, jak na wyższych uczelniach, na wykładach są tylko dyżurni, ale w papierach wszystko gra. Nie jest możliwe, aby w grupie 20 osób w całej ciągłości wszyscy brali udział w wykładach, bo przecież komuś coś wypadło, ktoś zachorował. A jeśli nie ma ciągłości w karcie zajęć lub zakończenia wykładów – to nie może być nauki jazdy. Ustawodawca nie podzielił wykładów na dwie części, tak jak nie chce się zdecydować na podział egzaminu na plac i miasto. Wielu jest takich, którzy na kurs prawa jazdy zostali wypchnięci z domu przez rodziców. Jeśli na kurs takiego kandydata przyprowadza mama czy tata – to już wiem, że będą z nim kłopoty, tak w uczęszczaniu na zajęcia, jak i późniejszej dyscyplinie na drodze. Im się wydaje, że rodzicom i społeczeństwu robią łaskę, iż uczestniczą w kursie.
Rocznie szkolimy około pół miliona kandydatów na kierowców, część wykonuje później zawód kierowcy – bo o pracę tutaj najłatwiej. Kiedy w przyszłym roku wejdzie nowa ustawa o kierujących pojazdami, gdzie młody kierowca będzie mógł podjąć pracę dopiero po dwóch latach, nastąpi luka i znaczny kłopot w pozyskaniu kierowcy z podstawową kategorią prawa jazdy. Ale co tam – wystarczy Ministerstwo Infrastruktury przemianować na Ministerstwo Transportu – najlepiej kolejowego i wszystko będzie w porządku – łącznie z autostradami.
Pomysł powołania superautoszkół w tej postaci, jak to zaznaczono w ustawie, nie wytrzymuje już teraz próby czasu i jest żywym przykładem lobbingowania . Naprawdę tak jak kierujący mają dosyć zakorkowanych ulic i głupich tłumaczeń, że przecież to budowa i musi być bałagan, tak i my już mamy dosyć eksperymentowania w szkoleniu i egzaminowaniu kandydatów na kierowców. Obecnie na wielu zebraniach w branżowych stowarzyszeniach OSK członkowie chcą wziąć masowy udział w protestach ulicznych, gdyż uważają, że wszystkie postulaty słane do Ministerstwa infrastruktury pozostają bez echa. Po obecnych wyborach parlamentarnych zobaczymy kto zasiądzie w sejmowych komisjach do spraw transportu, czy może z powrotem posłowie J. Tomka i J. Krupa? Wszystko wskazuje, że tak. Wiele będzie tych samych twarzy, osób, które przedtem bez żadnej żenady majstrowały przy tak sknoconym systemie szkolenia i egzaminowania w Polsce. O tym, że w tym temacie ciągle majstrujemy bez wyraźnego efektu, pisałem kilkakrotnie w moich poprzednich felietonach.
Aby nie być gołosłownym, pod koniec września br. członkowie stowarzyszeni w Polskiej Federacji Szkół Kierowców wyjechali autokarem na trzy dni za miedzę na Słowację, gdzie oprócz zabytków w Bratysławie i innych miastach zwiedziliśmy profesjonalną autoszkołę pana Tibora Holubka w 35-tysięcznym mieście Galanta. Szkoli na wszystkie kategorie prawa jazdy w podobnym systemie jak my przed transformacją, bez komputerowego egzaminowania i bez kamer. Egzaminator przyjeżdża do ośrodka i w czasie egzaminu w samochodzie (na którym uczył się kursant) jest instruktor. Egzamin trwa 20 minut (teoretyczny również tak samo), nie ma żadnych WORD-ów. Liczba osób, które nie zaliczają egzaminu praktycznego za pierwszym razem, to zaledwie 5 procent (u nas 70 proc.). Opłata za godzinę nauki jazdy na kategorię B wynosi 17 euro. W danym okręgu istniejące branżowe stowarzyszenia ustalają górną stawkę za kurs, ale każda autoszkoła może stosować dowolne ceny w dół. U nas UOKiK uznałby takie działanie za zmowę cenową. Patrząc na obiekt tej autoszkoły, plac manewrowy i wyposażenie widać, że szkoła jest zasobna i radzi sobie nieźle, a to dlatego, że nie wymienia pojazdów „na wariata”. My wymieniamy co 2-3 lata, a od nowego roku co 5 lat. Pytam, dlaczego nie co 7 lat – gdyż są firmy, które na taki okres udzielają gwarancji? Na ich pytanie o nasz system szkolenia i egzaminowania wstyd było odpowiadać. Oni zresztą, jak w wielu innych europejskich autoszkołach, które uprzednio zwiedzaliśmy, nie rozumieją, o co nam w tym wszystkim chodzi. Też nie wiem, czy nowi-starzy posłowie to zrozumieją i czy coś zmienią . Tak przecież bardzo obiecywali.
Jak nie wiadomo….to wiadomo… Egzaminy powinny wrócić do osk .Egzamin zamawiamy w WORD przyjeżdża egzaminator / ma dwa dyski/ jeden do komputera na sali do egzaminu teoretycznego a drugi do samochodu na którym się odbędzie egzamin .Pieniądze za egzamin bierze WORD kursant zdaje samochodem którym się uczył .I po krzyku i są wszyscy zadowoleni….no tylko nie osk krzaki ,które wszystko mają w bagażniku samochodu .Poz…….
Jaki jest dzisiejszy kursant a no taki że rodzice uczą go 18 lat szkoła 11lat i nic z tego a my mamy go nauczyć wszystkiego w 60 godz / 30 teorii i 30 praktyki/ nonsens i my mamy ponosić odpowiedzialność że on wciągu 2lat będzie karany mandatami bądź spowoduje wypadek to jest jakaś paranoja.To jest tak jakby policjant był winien że godzinę temu jechał pijany kierowca drogą gdzie stał patrol i go nie zatrzymał i spowodował wypadek. To jest Polska to jest chore kto to wymyślił.
Pingback: Casino Online
Pingback: Best universities in Africa
Pingback: Blackberry Dream Marijuana Strain
Pingback: devops consulting company
Pingback: lights for cornhole boards
Pingback: chobreview.com
Możliwość komentowania została wyłączona.