Powinno już ukazać się rozporządzenie do Ustawy o kierujących pojazdami. Ten akt prawny po szeregu „niby konsultacji” z branżowymi organizacjami pozarządowymi utrzymał w mocy zasadniczy kierunek. Jaki? Prawo jazdy ma być przede wszystkim niezłym interesem dla wybranych grup.
Dlaczego nie przeciwstawiono się obecnej statystyce, z której wynika, że tylko 1/3 zdających na prawo jazdy kategorii B uzyskuje pozytywny wynik za pierwszym razem? Jeśli jeszcze czytam, że w „aferze krakowskiej” załatwienie egzaminu państwowego kosztuje do 7 tys. zł, przy „wyszkoleniu” kandydata za jedynie 900, to wszystko jest bardzo chore. Ustawa nie poszła w tym kierunku, co powinna.
Przez ponad dwie dekady zastanawiałem się kto ustalał tzw. „kryteria” obowiązujące na placu manewrowym. Szkoleniowcy nazwali je „cyrkiem”. Za zresztą też – w felietonie „Placem do (Wy)Manewrowania” zamieszczonym w „Drogowskazie” w grudniu 2003r . Po ukazaniu się w marcu tegoż roku „Ujednoliconych Kryteriów Egzaminu Praktycznego na Placu Manewrowym” autorstwa dr inż. Władysława Drozda z Zielonej Góry (byłego dyrektora WORD i egzaminatora), myślałem, że jest to tylko próba pracy habilitacyjnej „na półkę”. Stało się inaczej. Wiele tych „mądrości”, które potem zamęczały kandydatów na placu manewrowym (np. wielkość stanowisk, linii ograniczających w czasie parkowania, obrysu pojazdu na stanowisku z lusterkami, czy bez) znalazło się potem w rozporządzeniach, czyli instrukcji prowadzenia egzaminów państwowych. Po wielu „bojach” część manewrów wyprowadzono z placu do ruchu drogowego. Spokojnie można powiedzieć to, co mówiono po występie naszej drużyny narodowej na Euro 2012 – „Polacy nic się nie stało”. Dzisiaj tenże autor „Kryteriów” przechodzi do drugiego etapu „habilitacji” i zapowiada w Szkole Jazdy (nr. 6/2012), że przygotował broszurę, która ma się ukazać niebawem(?). Władysław Drozd przygotował koncepcję zmiany systemu oceniania egzaminu praktycznego na prawo jazdy na punktowy. Za jest Stowarzyszenie Egzaminatorów, (jak się wydaje) nie akceptuje jej MTBiGM. Nasze organizacje pozarządowe ten temat odpuściły. Uważam, że teraz „Instrukcja egzaminowania” będzie jeszcze bardziej zagęszczona elementami do sprawdzenia przez egzaminatora. Podczas egzaminu będzie musiał wynotować każdy błąd kandydata na kierowcę, obciążyć go odpowiednią liczbą punktów oraz uwzględnić jeszcze inne czynniki: zalecenia przełożonych, sumowanie punktów, podjęcie wiążącej decyzji wynikającej z tabeli uzyskanych punktów. Zgadzam się z autorem broszury, że egzaminator w metodyce idzie w kierunku dalszej robotyzacji i cyfryzacji. Zapomnieliśmy jednak o bezpieczeństwie i „ramowej” swobodzie egzaminatora. Coraz bardziej staje się on „szafą sterowniczą” dyrektora WORD. Tutaj żaden ranking, kryteria i inne pozorowane zabiegi nie pomogą. Dlaczego? Szkolenie i egzaminowanie w Polsce podporządkowanie jest mamonie.
Zwróćmy uwagę, że świat nauki odchodzi od rankingów i egzaminacyjnej tresury. Nie powinniśmy uczyć pod testy, egzaminować na wyznaczonych trasach. Nie ma sensu przeprowadzania egzaminu wewnętrznego, kiedy wymyśliliśmy „instruktora prowadzącego”. Współzawodnictwo super auto szkół w formie W. Pstrowskiego oraz całkowite zawężenie egzaminu do pełnej punktacji w dzisiejszych czasach się nie przyjmie. Wiem, że ten kierunek preferują egzaminatorzy, których pozyskaliśmy bez odpowiedniej praktyki w ramach Kapitału Ludzkiego, z funduszy europejskich. Egzaminatorów szkoliliśmy na potęgę, teraz jeszcze minister Gowin śni o deregulacji! W ten sposób nie zbudujemy żadnego prestiżu zawodu. Egzaminator i instruktor powinni być osobami zaufania publicznego. Prestiż trzeba sobie wypracować samemu. Instrukcja i punkty tego nie uczynią.
Każdy kierownik, prezes, dyrektor odpowiedzialny jest za zysk i nie może czekać „aż koza zdechnie”. Tej nieuleczalnej choroby nie mamy woli wyleczyć. Nasuwają się tutaj świadome eksperymenty immunologa Ralpha M.Steinmana, który zmarł na trzy dni (na raka trzustki) przed otrzymaniem nagrody Nobla. Pomimo poddania się wszelkim eksperymentom do walki z tą chorobą jakie zna świat.
Sam autor broszury (nie czytałem jej i nie wiem, czy jest wydana) przyznaje, że obecny system egzaminowania w Polsce jest zły i należy go zmienić. Mówi, że zapoznał się z angielskim systemem egzaminowania punktowego, ale nie radzi go przenosić na polski grunt. Dlaczego? Ano dlatego, że system ten nie kieruje się naczelną przesłanką jaka występuje w Polsce. Jaka to przesłanka? Maksymalny zarobek na egzaminie. Jeśli argumentujemy, że cena ma być jedynym regulatorem bezpieczeństwa ruchu drogowego, etyki egzaminowania, wysokiego poziomu szkolenia, to tak bardzo się mylimy, jak R.M Steinman ze swoją chorobą. Nie znaczy to, że nie możemy wyliczyć i ustalić ceny minimalnej za jedną godzinę nauki jazdy 55-minutowej, a nie 60-minutowej, bo te pięć minut jest ciągłym i pełnym oszukaniem klienta. Nie trzeba daleko szukać. Wystarczy zadzwonić do europosła i zapytać jak te sprawy mają się w Brukseli.
System egzaminowania punktowego od lat z powodzeniem jest wprowadzany od gimnazjum po uczelnie na całym świecie. U nas też mogłoby się to przyjąć. Jednak pod warunkiem, że wykluczylibyśmy dotychczasowych ekspertów. Dość już zwichrowali nasz system, są za butni, żeby poprawić coś bez oglądania się na interes. Wystarczy przecież przyjąć zalecenia dyrektywy Unii Europejskiej (tylko 8 punktów). Reszta to swobodna ocena egzaminatora. Ma on kierować się naczelną zasadą sprawiedliwości i rozsądkiem. Dzięki temu stwierdzi, czy danemu kandydatowi można wydać już prawo jazdy, trzeba go doszkolić, a może dokonać dodatkowych badań psychologicznych i zasugerować częściowe lub ogólne wykluczenie otrzymania tych uprawnień.
W tej sytuacji egzaminator musi koniecznie przesiąść się na tylne siedzenie razem z następnym kandydatem zdającym egzamin państwowy. Instruktor powraca na swoje miejsce w samochodzie egzaminacyjnym. Nie jest istotne, czy samochód egzaminacyjny ma być WORD-u lub OSK. Ta propozycja przywódców organizacji pozarządowych jest z gruntu zła. Będzie to martwy, do tego korupcjogenny przepis powodujący dodatkowe kwasy w prowadzonych rankingach. Tak samo, jak ma to miejsce przy wypożyczaniu samochodów przez WORD-y z OSK na wyższe kategorie. Czy w tej materii ktoś przeprowadził jakąś analizę? Od czego mamy ITD (przepraszam, to ta sama grupa trzymająca władzę), ale są przecież jeszcze inni kontrolerzy. Istotne byłoby tutaj centralne porozumienie i obligatoryjny zapis mówiący o tym, że zakupy samochodów dla WORD i OSK dokonywane są co najmniej po 5-7 latach, centralnie, na tych samych warunkach. To przecież nie jest takie trudne. Musimy widzieć wspólny interes. Jest nim bezpieczeństwo ruchu drogowego. Nie wymyślajmy kolejnych projektów, konsultacji i bzdur. Bierzmy przykład z krajów, które mają znacznie mniejszy wskaźnik wypadków drogowych. Śmieszą mnie propozycje naszych konsultantów pozarządowych, którzy mają zdania rozbieżne w kwestiach mało istotnych, nie uderzają w sedno złego systemu szkolenia i egzaminowania kandydatów na kierowców i kierowców w Polsce.
W 1992 r. wprowadziliśmy w Polsce ok. 500 nowych testów egzaminacyjnych na podstawową kategorię prawa jazdy. Nowa forma wprowadziła możliwość wielokrotnego wyboru odpowiedzi. Poprawne rozwiązanie zadania wymagało od kandydata na kierowcę nie tylko wiedzy, ale i logiki, wyczucia, co autor tych testów „w tej sytuacji” miał na myśli. Wiele sformułowań było niejasnych. Odpowiedzi mogły być wieloznaczne, czasami rozmijały się z merytoryką. Właśnie dlatego wielu kandydatów nie zaliczyło egzaminu teoretycznego. Nikt nie mógł tego zaskarżyć do sądu. Dlaczego? Bo WORD-y nie pozwalały zajrzeć kandydatowi do akt, żeby ten sprawdził, w którym pytaniu popełnił błąd, czy on faktycznie zaistniał. Najwyższy Sąd Administracyjny uznał, że testy są urzędowe i powinny być jawne. Dzisiaj słyszymy o ich utajnieniu. Jedni mówią o całkowitym, inni są za częściowym. Jednak w sondażu 75 proc. respondentów orzekło, że testy na prawo jazdy powinny być jawne. Nie patrzcie „liderzy” na wschód od Buga, nie dajcie informacji, że na Litwie jest tak samo, jak u nas. Już pisałem – u nich jest tak samo do chrzanu, jak u nas.
Jeśli dyrektywa UE i nasz zapis prawny daje możliwość przeprowadzenia egzaminu w minimum 25 minutach, to dajmy taką swobodę egzaminatorowi, żeby dokonał oceny punktowej w tym czasie. Już dzisiaj ten zapis jest martwy. Nasza instrukcja zawiera ponad 16 punktów do sprawdzenia. Nie sposób się zmieścić w tym sztywnym gorsecie sprawdzenia zadań, które wymyślono za biurkiem.
Nad modyfikacją zadań egzaminowania ciągle pracuje sztab ludzi. Jednak wizja i decyzja należy tylko do jednego, który często eksperymentuje i uważa się za jedynego eksperta. Byłoby to w miarę do strawienia, gdyby porządkowało sprawy. a nie wnosiło ciągłe zamieszanie. Wystarczy z satelity zobaczyć ciągle przemieszczane linie zadań na placu manewrowym. Ktoś pomyśli, że to dzieci w ramach konkursu malują kredą na asfalcie, czy kostce. Doprawdy przestańmy bawić się w durnia.
Janusz Ujma
Bardzo podoba mi sie sam wstep… bo reszty bzdur nie czytalem za co bardzo przepraszam … tak to racja ,grupa trzymajaca wladze jak dotad nie zostala zidentyfikowana mimo uslnych staran , moze pan Prezaes cos wie na ten temat ? bo wiedza pana Prezesa jest poparta tak wieloletnim doswiadczeniem , obrotem w tak wielu kierunkach , ze na sama mysl kreci sie w glowie , mysle ze pan Prezes przekrecil sie o wiecej stopni niz daje na to mozliwosc fizyka i nie dziwie sie ze brak wiecej komentarzy bo nikt tych wypocin nie czyta no chyba ze ktos z branzy pana Prezesa tej branzy sprzed lat
aaaa bo jeszcze zapomnialem pogratulowac tytulu artykulu ….. interesiki pasuja jak ulal , Diaduszka, jak caly zywot, wiec gratuluje i prosze o wiecej artykulow , czytam to z zapartym tchem jak komiksy, ten barwny jezyk powala mnie i ciagle zmusza do zastanowienia jakie lektury Prezes czytal w dziecinstwie , pewno jakes odyseje kosmiczne lub kosmiczne jaja bo ten polot pisarski trzeba skads miec a przeciez wiemy , ze nic nie bierze z nicosci wiec trybune ludu prezes czytal napewno …. prawda Prezesie
Pingback: who sells wonka chocolate bars
Możliwość komentowania została wyłączona.