Kłopot ze szkoleniem obcokrajowców nie polega zwykle na znajomości języka, ale na innej mentalności kursantów. Za to większy problem pojawia się podczas egzaminu…
Na kurs do szkoły jazdy w Polsce zapisać może się każdy. Nawet jeśli pochodzi z innego kraju. Wybór szkoły zależy od tego, na ile obcokrajowiec zna język polski. Jednak coraz częściej OSK zatrudniają instruktorów posługujących się obcymi językami. Na wschodzie stawia się na szkoleniowców mówiących po rosyjsku, na zachodzie – po niemiecku. Anglojęzyczni instruktorzy są w każdej części kraju.
Nie znasz angielskiego lub niemieckiego? Masz problem
Jednak szkolenie to nie wszystko. Problem pojawia się później, kiedy trzeba iść na egzamin. Według przepisów ustanowionych przez resort infrastruktury osoby, które nie znają języka polskiego w stopniu umożliwiającym zrozumienie zasad egzaminu i wykonanie poleceń egzaminatora, powinny zapewnić sobie – na własny koszt – tłumacza przysięgłego. Może być on obecny podczas części teoretycznej (jednak nie dłużej niż do czasu rozpoczęcia testu) i musi być obecny w trakcie części praktycznej egzaminu. Dotyczy to również osób, które rozwiązują test w języku obcym (angielskim lub niemieckim), dostępnym w komputerowym systemie egzaminacyjnym. W praktyce oznacza to, że obcokrajowiec może zdać egzamin teoretyczny tylko jeżeli posługuje się językiem angielskim lud niemieckim.
– Moim zdaniem to dyskryminacja ludzi z krajów, które nie są anglojęzyczne – mówi Piotr Duda ze szczecińskiej szkoły nauki jazdy PD. – Mamy bardzo dużo Skandynawów, Belgów, Holendrów – i z nimi nie ma problemu. Ale przychodzą też do nas Koreańczycy i Chińczycy, którzy w Polsce otworzyli biznesy. Polski znają bardzo słabo, angielskiego wcale. I musimy im odmawiać, bo nie ma możliwości, żeby zdali teorię. A to nie jest w porządku.
Jak tłumaczy Cezary Tkaczyk, dyrektor szczecińskiego Ośrodka Ruchu Drogowego, nie jest to wina WORD-ów.
– Pakiety dostajemy od ministerstwa i nie mamy na to żadnego wpływu, nie możemy dodać innego języka.
Bariera mentalna
Okazuje się, że bardzo często problemem nie jest język, tylko mentalność kursanta, która jest po prostu inna, charakterystyczna dla kraju, z którego pochodzą.
– Miałem ostatnio panią z Ukrainy – mówi Stanisław Górski z Ośrodka Kształcenia Kierowców w Oławie. – Miała polskie pochodzenie i po polsku mówiła bardzo dobrze. Za to podejście do przepisów miała dość… nonszalanckie. Na przykład podczas skrętu w prawo uznała, że nie ma powodu trzymać się prawej strony, bo po co, przecież ma kierunkowskaz i wszyscy widzą, że skręca. Według ludzi ze Wschodu, gdzie na drodze panuje prawo silniejszego, nie ma potrzeby restrykcyjnego stosowania przepisów, oni są tak ukształtowani, nawet jak mieszkają w Polsce wiele lat.
Okazuje się za to, że doskonale szkoli się Niemców, a nawet Ukraińców mieszkających i pracujących od lat w Niemczech.
– Oni z kolei mają mentalność, która bardzo ułatwia naukę – dodaje Górski. – Wiedzą, że przepisy są najważniejsze, wszystko robią dokładnie, nie spieszą się.
W Krakowie najwięcej klientów to studenci medycyny ze Skandynawii.
– Nie mamy powodów do narzekań, oni się sprawnie komunikują, słuchają instruktorów, są zazwyczaj spokojni i opanowani, jeżeli chodzi o zachowanie na drodze – mówi Anna Biernat ze szkoły Juma w Krakowie. – Ale bywały też sytuacje problematyczne. Mieliśmy kiedyś klienta, który był Hindusem. Mówił po angielsku, jednak nie był w stanie ogarnąć samochodu, nie wiedział na przykład, co się robi z pasami bezpieczeństwa, bo u nich prawdopodobnie takiego wynalazku się nie używa. Zresztą wszyscy wiedzą, jak wygląda ruch na drodze w Indiach.
O tym, że obcokrajowców zdających w Polsce jest coraz więcej, świadczą statystyki. W zależności od rejonu kraju liczba cudzoziemców przystępujących do państwowego egzaminu waha się od 4 do nawet 15 procent. Podczas gdy jeszcze trzy lata temu te liczby były o połowę niższe.
Anna Łukaszuk
Pingback: ขออย
Pingback: รับทำเว็บไซต์ WordPress
Pingback: slot gacor
Możliwość komentowania została wyłączona.