Zmiany, wszędzie zmiany. A komu one potrzebne? Przepisy powinny być zrozumiałe, czytelne i proste. Prawo nie powinno dawać pola do wielu interpretacji. Dlaczego? Bo to rodzi patologie i okazję do różnego rodzaju nadużyć.
Przepisy dotyczące egzaminu na prawo jazdy muszą być tak sformułowane, by uniemożliwić ich dowolne interpretowanie przez egzaminatora. Jak rozumiem, intencją ustawodawcy było ułatwienie osobom egzaminowanym zdanie egzaminu. Ale chyba wylano dziecko z kąpielą. Z jednej strony, mówimy o bezpieczeństwie w ruchu drogowym, a z drugiej – pozwalamy, żeby kursant nie przestrzegał przepisów. Mało tego, on ma się tego uczyć na kursie! Bo przecież egzaminator może przymknąć oko na mały błąd, jakim jest brak zatrzymania się na znaku STOP.
Kursant zapamięta, że może się w takim przypadku nie zatrzymać i będzie próbował przejechać skrzyżowanie z prędkością 50 km/h. Będzie uważał, że może, skoro na egzaminie go za to nie mogą oblać.
W telewizji mówili…
Do takich przypadków już dochodzi. Dzwoni do mnie kursantka i ze złością komunikuje, że nie zdała egzaminu. Dlaczego? Bo egzaminator w pewnym momencie nacisnął hamulec i przerwał egzamin. Zapytałem o powód. Był nim właśnie znak STOP. Byłem ciekawy, jak sytuacja wyglądała. Poprosiłem więc o podanie szczegółów.
Kandydatka na kierowcę jechała ul. Wyżyny (znana w Poznaniu z tego, że na trzech skrzyżowaniach ustawiono znaki STOP). Wiedziała, że musi się zatrzymać, bo pokazywał to znak. Nie zrobiła tego jednak. Dlaczego? Bo nic nie jechało. A niedawno w telewizji widziała program dotyczący zmian w egzaminowaniu na prawo jazdy. Powiedziano w nim jasno, że teraz nie trzeba zatrzymywać się przed znakiem STOP czy warunkową strzałką. Co ja na to? Spokojnie odparłem, że podczas kursu instruktorzy kazali się w takim przypadku zatrzymywać i upewnić, czy nic nie jedzie. Dopiero wtedy można ruszać. A ona dalej swoje. Przecież jej zdaniem przepisy się zmieniły, więc nie trzeba było się zatrzymywać. Musiałem więc dokładnie jej wyłuszczyć, co się zmieniło. Egzaminator postąpił przecież słusznie. Na nic moje starania. Kandydatka na kierowcę była pewna, że ktoś tu kłamie. Skoro w telewizji mówili, to skądś wiedzieli. Przecież szkoły jazdy i WORD-y są tylko od zarabiania. Ona wie swoje.
Żeby podejmować decyzje, trzeba mieć wiedzę
Postanowiłem więc zorganizować dla moich instruktorów wewnętrzne szkolenie. Uzgodniliśmy, że przed znakiem STOP trzeba się bezwzględnie zatrzymać. Tego będziemy wymagali od naszych kursantów. Bo przecież bezpieczeństwo i przestrzeganie przepisów są najważniejsze! Nie można uczyć tylko do egzaminu, bo takie szkolenie nic dobrego nie przyniesie. Dlatego w mojej szkole (jak i w większości dobrych ośrodków szkolenia kierowców) instruktorzy będą uczyli jazdy zgodnej z przepisami oraz zasadami bezpieczeństwa i zasadą ograniczonego zaufania do innych uczestników ruchu drogowego.
W mediach ciągle się słyszy, że młodzi kierowcy powodują wiele wypadków. A politycy oczywiście wiedzą, jak zmienić ten stan rzeczy. Wymyślili słynne już szkolenia z teorii i praktyki, które wciąż nie mogą wejść w życie. Tak czy owak większość kursantów kojarzy to z wydatkiem i przejechaniem się po płycie poślizgowej.
Wprowadzenie w 2013 roku PKK oraz trudniejszego egzaminu miało uporządkować proces szkolenia i spowodować, że na rynku zostaną tylko najlepsze szkoły jazdy. A one będą kierowały na egzamin tylko najlepszych z najlepszych. Problem w tym, że politycy tworzący prawo wraz z „ekspertami” nie mają bladego pojęcia o branży nauki jazdy. Forsują zmiany, które nic nie wnoszą. Utrudniają za to życie właścicielom szkół jazdy, a kursantom robią wodę z mózgu.
Spisek przeciwko kursantom
Jedyne, co możemy zaobserwować po kolejnych korektach przepisów, to niepotrzebne zamieszanie i szczucie jednych przeciwko drugim. Tak obecnie w Polsce zarządza się państwem. Skutki będą odczuwały jeszcze następne pokolenia Polaków.
Doskonale widać to na przykładzie wspomnianej przeze mnie kursantki. W telewizji powiedzieli, że nie trzeba stosować się do przepisów, bo egzaminator i tak zaliczy jej egzamin. A jak nie, to uczestniczy w spisku przeciwko kursantom. Zresztą nie sam, tylko razem z właścicielem szkoły jazdy. Bo chodzi przecież o to, żeby wyciągnąć od biednego kursanta jak najwięcej pieniędzy.
W taki sposób bezpieczeństwa na drogach się nie poprawi. Za to skonfliktuje się branżę szkoleniowo-egzaminacyjną.
Marcin Zygmunt, instruktor nauki jazdy
Panie Marcinie, spotkałem się z wieloma opiniami, że wszystkie zmiany są przemyślane aby zarabiać coraz więcej kasy. Rozmawiałem ze swoimi instruktorami z Krakowa, w http://www.autoakademia.pl i rozumieją niektóre zmiany lecz, niektóre są nad wyrost.
Pingback: Dan Helmer
Pingback: ระบบรดน้ำอัตโนมัติ
Pingback: autodetailing
Możliwość komentowania została wyłączona.