Próby koloryzowania rzeczywistości często mają niezbyt przyjemne skutki. Przekonał się o tym Romet, który na polskim rynku przymierza się do rozpoczęcia dystrybucji indyjskiego mikrosamochodu bajaj qute.
„Zrezygnujmy z tego podpunktu – w testach zderzeniowych pojazd uzyskał jedną gwiazdkę, co pewnie konkurencja zaraz nam wypomni. Chyba że zostawimy pasy bezpieczeństwa, ale to za mało. Gdyby jeszcze udało im się zdobyć mechaniczną poduszkę powietrzną, jaką mają Francuzi (kupują w Chinach razem z kierownicą!), to byłby jakiś argument na plus, a tak… lepiej to przemilczeć. To będzie drażliwy temat zawsze”. Tym razem to nie fragment potajemnie nagranej wypowiedzi w jednej z warszawskich restauracji czy mail, który trafił do niewłaściwej osoby i został złośliwe rozpowszechniony w sieci. Importer próbujący wprowadzić na polski rynek mikrosamochód qute podłożył się sam i na poświęconej modelowi stronie internetowej przypadkowo zamieścił roboczy komentarz.
Fatalna pomyłka
Pomyłkowo został on jednak opublikowany wraz z zaplanowaną do upublicznienia resztą zawartości strony. Dyskusyjny dopisek ktoś zauważył, przekazał dalej i tak lotem błyskawicy wieść o qute obiegła polską sieć, nie robiąc bajajowi dobrej prasy. Przypis został szybko usunięty bez słowa komentarza. Doniesienia o wpadce pojawiły się na większości wiodących portali. Kto nie do końca dowierzał, mógł wyświetlić przez Google kopię strony bajaj i zobaczyć utrwalony na serwerach wyszukiwarki zapis. To duże potknięcie. Romet – polski dystrybutor bajaj qute – długo i ciężko pracował na dobry wizerunek, wprowadzając na rynek coraz lepsze rowery, motorowery czy wreszcie motocykle.
Jak na ironię dla osób interesujących się motoryzacją informacja o marnym poziomie bezpieczeństwa oferowanego przez bajaj qute nie stanowiła większego zaskoczenia. W 2014 i 2016 roku EuroNCAP przeprowadził próby zderzeniowe czterokołowców z homologacjami L6e (limit 5,4 KM i 45 km/h) oraz L7e (do 19 KM i 90 km/h). Niektóre filmy z przebiegu prób zderzeniowych dosłownie mroziły krew w żyłach. Oceny natomiast dawały do myślenia. Niektóre konstrukcje nie zasłużyły na żadną gwiazdkę, a najlepsze – renault twizy oraz chatenet CH30 – na zaledwie dwie z pięciu. Bajaj z jedną gwiazdką znalazł się więc w połowie stawki. Dla lepszego zobrazowania powagi sytuacji EuroNCAP rozbiło z kryteriami przewidzianymi dla czterokołowców toyotę iQ – jeden z najmniejszych samochodów osobowych. Zebrała komplet pięciu gwiazdek. EuroNCAP sugeruje, że proste zmiany konstrukcyjne wystarczyłyby do znacznego zwiększenia bezpieczeństwa użytkowników czterokołowców, ale z pewnością na maksymalne noty i tak by nie wystarczyło.
Gwiazdka gwiazdce nierówna
W zamieszaniu medialnym nikt nie podniósł ważnej kwestii – gwiazdka gwiazdce nierówna. Na swojej stronie EuroNCAP wyjaśnia, że próby zderzeniowe symulują skutki kolizji dwóch aut o podobnych masach. Wpływ dysproporcji ciężarów pojazdów, spotęgowany przez zróżnicowane powierzchnie i położenie struktur energochłonnych na poziom rzeczywistej ochrony, doskonale zobrazował przeprowadzony w 2008 roku przez ADAC test zderzeniowy fiata 500 z audi Q7. Osoby jadące SUV-em wyszłyby z takiej kolizji bez poważniejszych obrażeń, w małym pojeździe ryzyko uszczerbku na zdrowiu było duże, nawet dla jadących na tylnej kanapie.
Dla mieszkańców bogatszych krajów Europy czterokołowce są substytutem motorowerów czy lekkich motocykli. W porównaniu z nimi zapewniają wyższy poziom bezpieczeństwa – poza hamulcami mają też pasy, stalowy szkielet nadwozia czy wreszcie cztery koła, za sprawą których kryzysowa sytuacja nie kończy się bolesnym upadkiem. Nie można zapominać, że kwadrycykle są specyficznymi tworami, które idealnie wpisują się w nakreślone przepisami ramy mocy i masy. Dzięki temu, w zależności od przepisów w danym kraju, mogą nimi jeździć nawet osoby w wieku czternastu – szesnastu lat, które posiadają prawa jazdy kategorii A1, B1 czy AM. Przy specyfice ruchu we francuskich czy włoskich aglomeracjach, gdzie tego typu auta są najczęściej spotykane, nie są aż tak niebezpieczne, jak mogłoby wynikać z testów. W gęstym ruchu dla jednocylindrowego silnika o mocy ok. 15 KM rozpędzenie do 50 km/h, przy których wykonywano testy zderzeniowe, pojazdu ważącego wraz z pasażerami ok. 500 kg staje się sporym wyzwaniem.
Ciekawostka za 25 tys. zł
Za sprawą bajaj qute niesmak jednak pozostał. W końcu nikt nie lubi dowiadywać się, że otrzymuje podkoloryzowane lub przepuszczone przez gęste sito informacje. Nawet jeżeli i tak zdaje sobie sprawę, że firmy dokładają starań, by zaprezentować się szerokiej publiczności z jak najlepszej strony. Stąd specyficzny język materiałów marketingowych, w których mankamenty niemalże udaje się zamienić w atuty, a nacisk położony jest wyłącznie na najmocniejsze strony produktu – np. zużycie paliwa czy cenę.
Skoro o cenach mowa, bajaj qute ma kosztować ok. 25 tys. zł. W efekcie prawdopodobnie pozostanie ciekawostką. Kilkuletnie mikrosamochody zachodnich marek można kupić za podobną cenę, przy czym stylizacją nadwozia i wykończeniem wnętrza dużo bliżej im do „dorosłych” aut. Bajaj qute w 2015 roku wchodził na rodzimy indyjski rynek jako najtańszy samochód. Z ceną poniżej 9000 zł faktycznie ma szansę na powalczenie o klienta z jednośladami czy tuk-tukami. Europa już dawno przestała być rynkiem, na którym zasady gry wyznacza przede wszystkim cena.
Łukasz Szewczyk
Pingback: where to buy pure cocaine online
Pingback: แผ่นติดหลังคา
Pingback: harem77
Możliwość komentowania została wyłączona.