W latach 2008-2015 liczba wypadków drogowych w Polsce spadła o 30%, a liczba zabitych niemal o połowę. Niestety od 2016 r. obserwujemy rosnącą liczbę tragicznych zdarzeń. Nic nie wskazuje, by miało być lepiej.
- Dodatni wynik za rok 2018 jest w dużej mierze efektem wyższej liczby wypadków z użytkownikami jednośladów.
- Obserwowany jest wzrost zdarzeń na drogach ekspresowych i autostradach – zarówno kolizji z udziałem wielu pojazdów, jak i tragicznych wypadków. W ciągu ostatnich 6 lat liczba wypadków na autostradach w Polsce podwoiła się, podobnie jak liczba ofiar śmiertelnych. Stan rzeczy można oczywiście tłumaczyć rosnącą liczbą tego typu dróg.
Nie można jednak zapominać, że trasy oznaczane symbolami A oraz S są w założeniu najbezpieczniejsze – ich konstrukcja minimalizuje ryzyko zderzeń czołowych i bocznych oraz potrąceń pieszych, które należą do najtragiczniejszych w skutkach.
By przekonać się, skąd bierze się zagrożenie, wystarczy w godzinach autostradowego szczytu komunikacyjnego przejechać się chociażby odcinkami w okolicach Warszawy czy Poznania. Na porządku dziennym są agresywne zachowania i brak życzliwości czy zrozumienia innych – w tym jazda „na zderzaku”, wyprzedzanie prawą stroną, „okupowanie” lewego lub środkowego pasa czy próby przekraczania dozwolonej prędkości w gęstym ruchu, które kończą się ciągłym przyspieszaniem i hamowaniem. Niestety widok samochodu nauki jazdy na autostradzie czy przynajmniej drodze ekspresowej należy do rzadkości.
Szkoda, bo kursant przez kilkanaście godzin jeździ najwyżej 50 km/h, a po odebraniu uprawnień może legalnie rozpędzić pojazd do niemal trzykrotnie wyższej prędkości. Prowadząc auto musi bazować na wiedzy teoretycznej lub podpatrywać innych, co niestety nie zawsze jest dobrym pomysłem. Znamienny jest też brak zainteresowania policji, innych służb czy ustawodawców bezpieczeństwem na autostradach. A przecież wzorem innych państw można by zdefiniować bezpieczny odstęp i jego przestrzeganie egzekwować równie surowo jak w Niemczech czy uruchomić odcinkowy pomiar prędkości, chociażby w oparciu o dane z punktów poboru opłat.
Zdecydowane działania wydają się niezbędne, po Polska od lat znajduje się na końcu tabeli opisujących liczby tragicznych zdarzeń w poszczególnych krajach Unii Europejskiej. Z liczbą 76 ofiar śmiertelnych na milion mieszkańców w 2018 r. Polska była lepsza jedynie od Chorwacji (77), Łotwy (78), Bułgarii (88) i Rumunii (96). Prezentujemy się natomiast bardzo słabo na tle Czech (62), Litwy (61), Estonii (51) czy Słowacji (46), która znalazła się już poniżej średniej dla wszystkich krajów UE (49). Polska wypadła niekorzystnie także w danych dotyczących zdarzeń z pieszymi, rowerzystami i motocyklistami. Dla tych grup statystyki również są poniżej europejskiej średniej.
W ubiegłym roku na drogach Unii Europejskiej zginęło 25 tysięcy osób. Oznacza to spadek o 21% w porównaniu z 2010 r. I mimo że drogi Starego Kontynentu należą do najbezpieczniejszych na świecie, jest już niemal pewne, że nie uda się zrealizować planu zredukowania liczby zabitych o połowę w latach 2010-2020. UE nie daje jednak za wygraną i zamierza forsować program Vision Zero, czyli brak ofiar śmiertelnych w zdarzeniach drogowych do 2050 r.
Łukasz Szewczyk
Bo to chory i dziki kraj. Ale.skoro najważniejsze dla nas jest nie najeżdżanie na słupki i pachołki to o co chodzi ? Krótko: precz z placem manewrowym, dodanie elementu wyjazdu na autostradę lub drogę szybkiego ruchu.
Możliwość komentowania została wyłączona.