Przejdź do treści

Współpraca się opłaca

egzamin na prawo jazdy

Świat to globalna wioska. Jeśli tylko chcemy, możemy bez problemu komunikować się z ludźmi żyjącymi na innych kontynentach, w innych strefach czasowych. No właśnie, trzeba tylko chcieć. Bo instruktorzy i właściciele nauki jazdy też bez problemu mogą się z sobą komunikować. Pytanie tylko, czy tego chcą.

Środowisko związane z branżą szkolenia kandydatów na kierowców jest podzielone i nieskore do współpracy. Dzieli nas bardzo dużo, np. podejście do kursantów, biznesu czy swojej pracy. Ale najbardziej przeszkadza brak chęci do podjęcia rzeczowej dyskusji na ważne dla branży tematy. Albo lokalne, mniej poważne, jednak w jakiejś mierze istotne.

Odmienne podejście i psucie rynku

Ujednolicenie podejścia do prowadzenia biznesu polegającego na szkoleniu kierowców jest niemożliwe. Dlaczego? Bo niektórzy robią to w sposób, o którym nawet filozofom się nie śniło. Żyją z miesiąca na miesiąc, od kursanta do kursanta, od pierwszego do pierwszego. W ogóle nie myślą o rozwoju własnej firmy, zakupie nowych aut, zatrudnieniu większej liczby instruktorów. Choć przecież zdarzają się jednoosobowe ośrodki kierowców prowadzone z głową, których właścicielom żyje się dobrze. Jednak nie ma ich niestety tak wielu, jak zatruwających całe środowisko.

A cena kursów? To oczywiście indywidualna sprawa każdego właściciela, ale… ludzie, opamiętajcie się! Nie sprzedawajcie kursów za 600 zł, bo takie działania psują rynek. Spójrzcie na to, jak cenią się szkoły jazdy w innych europejskich krajach. Można o tym przeczytać co miesiąc w „Szkole Jazdy”. Szanują swoją pracę, dlatego szanują ich kursanci, a nawet całe społeczeństwo. Bo jeśli usługa trochę kosztuje, to się ją szanuje, uważa za prestiżową, wartą uwagi.

Czy to koniec słabych szkół jazdy?

Niejednokrotnie szkołom jazdy można zarzucić złe traktowanie kursantów. Postrzega się ich jak zło konieczne. Mają płacić na kurs i nie zadawać zbędnych pytań. Szkoda, że część kursantów się na to godzi. Ale na szczęście ich świadomość systematycznie wzrasta.

Może już niedługo takie szkoły będą znikać z rynku. Na przykład w Poznaniu nastąpiła niedawno wymiana pojazdów egzaminacyjnych. Wiem, że część właścicieli OSK planuje, żeby na egzaminy podstawiać teraz 10-letnie renault clio, poklejone w wielu miejscach taśmą. To wynik stłuczek. Potem części dokupuje się na jakichś szrotach, często są innego koloru niż auto ośrodka.

Znam kierownika szkoły jazdy, który jest dumny z tego, że jego pojazd ma już pięć elementów z innych clio. Uważa się za zaradnego, bo na każdej stłuczce zarobił. Współczuję osobom, które będą się u niego szkoliły. Ale może gdy zobaczą, że szkolenie prowadzone jest zdezelowanymi pojazdami, udadzą się do innego ośrodka dysponującego nowoczesną flotą. Wtedy „oszczędne” szkoły jazdy zaczną znikać z rynku…

Szanujmy się!

Mimo tych wszystkich różnic zawsze znajdą się jakieś płaszczyzny porozumienia – przynajmniej z niektórymi. W wielu miastach jest duży problem z placami manewrowymi. Może warto porozmawiać o wspólnym wynajmie. To obniża koszty funkcjonowania ośrodka, do tego pozwala maksymalnie wykorzystać przestrzeń placu. Wspólna sala wykładowa? Dlaczego nie? Wspólne spotkania szkoleniowo-integracyjne dla lokalnego środowiska instruktorów i właścicieli OSK? Jak najbardziej. W Poznaniu są naprawdę bardzo doświadczeni szefowie ośrodków, profesjonalnie zarządzający swoimi firmami. Przecież mogliby udzielić rad młodszym, mniej doświadczonym kolegom, a partaczom i oszustom powiedzieć kilka niemiłych słów. Nasze środowisko musi się oczyścić samo!

Rozmowa to podstawa. Nie bójmy się siebie, nie rzucajmy sobie kłód pod nogi. Nie konkurujmy ceną, tylko wysokim poziomem, nowoczesną stroną internetową, podejściem do klienta. Nie musimy się przyjaźnić. Wystarczy wzajemny szacunek!

Marcin Zygmunt, instruktor nauki jazdy, właściciel OSK

Koszyk zakupowy0
Brak produktów w koszyku!
0