Jak dowiedziała się „Szkoła Jazdy”, Prokuratura Rejonowa w Nowym Targu zawnioskowała o tymczasowy areszt dla egzaminatora z nowosądeckiego MORD-u, uczestnika tragicznego wypadku w Zaskalu. Jednak sąd się na to nie zgodził.
Decyzja została podjęta po wczorajszym przesłuchaniu 62-letniego egzaminatora. Mężczyzna złożył także wyjaśnienia. Jak tłumaczył to, co się stało w Zaskalu? Otóż 18-latka, która zginęła w wypadku podczas egzaminu na prawo jazdy, nie zatrzymała się przed przejazdem kolejowym. Egzaminator miał nie wcisnąć pedału hamulca. Chciał zatrzymać pojazd po przejechaniu przez przejazd i ocenić wynik egzaminu jako negatywny. Pech chciał, że na przejeździe kolejowym 18-latce zgasł samochód. Z zeznań egzaminatora wynika, że zarówno ona, jak i on próbowali uruchomić suzuki baleno. Bezskutecznie. Mężczyzna wysiadł z auta, mówił, że chciał go wypchnąć poza tory. Nie zdążył. Nadjeżdżający pociąg uderzył w auto. 18-letnia kandydatka na kierowcę nie przeżyła wypadku.
Sąd zajął się wnioskiem prokuratury we wtorek. 62-letni egzaminator z nowosądeckiego MORD-u nie trafił do aresztu. Sąd zastosował poręczenie majątkowe w wysokości 10 tys. zł, wydał zakaz opuszczania kraju i nakaz stawiania się na policji. Egzaminator nie może także wrócić do pracy.
Prokuratura planuje jeszcze przeprowadzenie eksperymentu połączonego z wizją miejsca zdarzenia. Chodzi m.in. o to, żeby sprawdzić widoczność w miejscu, gdzie doszło do wypadku w momencie, gdy nadjeżdża tam pociąg.
– Chcemy, żeby stało się to już wkrótce – mówi „Szkole Jazdy” Józef Palenik, szef Prokuratury Rejonowej w Nowym Targu.
Jak się dowiedzieliśmy, egzaminator, który uczestniczył w wypadku, jest bardzo doświadczonym branżowcem.
– Przez 30 lat szkolił kandydatów na kierowców, potem uzyskał uprawnienia do egzaminowania i od ok. 5 lat pracuje w naszym ośrodku – mówi Wiesław Kądziołka, zastępca dyrektora nowosądeckiego MORD-u. – Swoje obowiązki wykonywał należycie, nie było wobec niego żadnych zastrzeżeń.
Kądziołka dodaje, że to, co się stało w Zaskalu, jest szokiem dla wszystkich pracowników ośrodka, całego środowiska egzaminacyjnego.
– To niewyobrażalna tragedia. Wszyscy to bardzo przeżywamy – dodaje Kądziołka.
Nowotarska prokuratura rejonowa przedstawiła egzaminatorowi zarzut nieumyślnego spowodowania katastrofy w ruchu lądowym ze skutkiem śmiertelnym. Grozi za to od sześciu miesięcy do ośmiu lat więzienia.
Jakub Ziębka
Wielka tragedia dla całego środowiska. Czasu się nie cofnie, ale znak B20 to świętość również na egzaminie. Z drugiej strony błędy popełnia każdy
Zarzuty dla egzaminatora…. Pewnie zawinił, coś przeoczył, czegoś niedopatrzył. A może jest drugie dno? Może to wynik nacisków z góry na egzaminantora? Może był przemęczony, bo codziennie miał do przeprowadzenia po 10 egzaminów ponad swoje siły?! Może nacisk nadzorujących od marszałka, ktorzy naciskają na egzaminatorow żeby nie przerywać za STOP?! Co nadzór teraz na to? Wszyscy nabrali wody w usta? Byłem egzaminatorem 16 lat. Ta tragedia to pokłosie tego calego patologicznego systemu. Dyrekcji ośrodka zależy tylko na kasie, przez co udają slepych że egzaminatorzy przeprowadzają przez 8 godzin pracy 10 11 egzaminów, gdzie egzamin w samym mieście musi trwać 40 minut i tylko warunkowo można go skrócić. Nadzór zarówno wewnętrzny jak i od Marszałka też udaje, że wszystko jest w porządku bo czerpie pieniążki z Wordu i jest Marszałkowi na rękę żeby pracowało jak najmniej ludzi i zarobiło jak najwięcej pieniędzy to wtedy więcej sobie weźmie. W końcu naciski na egzaminatora na zdawalność i wyimaginowane żądania ze strony nadzoru od Marszałka, żeby np nie przerywać za STOP. Zadania ludzi siedzących za biurkiem i nie mających doświadczenia, praktyki a jedynie suchą teorię! To system po części jest winny yej tragedii. Ja na szczęście zdołałem dotrwać do emerytury, ale współczuję obecnie pracującym tej patologii! Więcej nacisków z góry na zdawalność, więcej pracy i oblozenia egzaminatora a gwarantuje, że takich tragedii będzie więcej!
Prawo jazdy mam od 42 lat , instruktorem jestem od 1990 roku ,przejechałem około 1miliona kilometrów nigdy po za demonstracją kursantom nie było mi potrzebne cofanie po łuku….dlaczego o tym wspominam bo system szkolenia kierowców jest chory ustawowo.Szkoląc kandydatów na kierowców przygotowujemy ich do egzaminu a tylko przy okazji do bezpiecznej jazdy . Czas na polu manewrowym to w większości czas stracony……ten czas można wykorzystać na drodze o wiele efektywniej co ma bezpośredni wpływ na bezpieczeństwo na drogach.Ludzie na drogach nie giną podczas parkowania czy cofania(no dobra sporadycznie może się zdarzyć) giną bo najczęściej nie zdążyli nabrać umiejętności i doświadczenia , giną bo nie znają podstawowych często przepisów bowiem egzamin teoretyczny nafaszerowany jest absurdalnymi pytaniami (bądź sformułowanych w taki sposób, że nie wiadomo o co chodzi- a jak nie wiadomo o co to wiadomo, że o kasę)- więc zdający nie uczy się przepisów tylko odpowiedzi na pytania, giną bo stan dróg jest ciągle zły, bo jeździmy starymi ,zdezelowanymi autami- naprawianych w garażu p. Zenka ,Heńka czy innego „złotorękiego”…..o alkoholu i używkach innych nie będę już pisał.Wszystkich przyczyn nie da wyeliminować ale szkolić można w sposób odpowiedzialny i bezpieczny!!! Potrzebna jest tylko dobra wola i chęć poprawy sytuacji.Na początek likwidacja pola manewrowego….zyskujemy 5 -10 godzin na jazdę po drogach w różnych warunkach,weryfikacja bazy pytań i odrzucenie pytań o budowę i obsługę samochodu a także tych w których tylko autor wie o co pyta i niepotrzebnych na przykład o defibrylator…. nie ma obowiązku posiadania apteczki a skąd defibrylator w samochodzie czy na drodze? Mógłbym absurdy egzaminowania jeszcze dalej rozwijać ale te są znane i środowisku szkolących i egzaminowanym kandydatom na kierowców.Na koniec jeszcze to nieszczęsne wprowadzanie okresu próbnego chciałem zapytać czego nauczy młodych kierowców jedna godzina na trolejach? Lekarz ma leczyć przyczynę choroby a nie tylko jej skutki .Kierowca ma tak prowadzić pojazd by poślizg nie wystąpił a nie liczyć na to ,że po 1 godzinie pobytu w OTDJ opanuje poślizg i zacznie driftować. Pochylając nad tragedią w Zaskalu dobrze by było wyciągnąć wnioski a nie tylko szukać kozła ofiarnego( choć to może nie jest dobre określenie bo myślę ,że wina egzaminatora jest bezsporna).Składam wyrazy współczucia rodzinie i bliskim tragicznie zmarłej dziewczyny i liczę w niezgłębionej swej naiwności, że wreszcie ktoś będzie miał odwagę coś zmienić na lepsze w systemie szkolenia i egzaminowania. Pozdrawiam.
Gdyby Pan Instruktor Starzyk miał okazję nabywać wiedzę mógłby dowiedzieć się, iż defibrylator to urządzenie które jest tak zaprogramowane, aby mógł Nim posłużyć się każdy. Zatem skoro ktoś nie będzie mógł usłyszeć w trakcie tych obowiązkowych 4 godzin o przeznaczeniu defibrylatora to najprawdopodobniej nigdy się nie dowie. W bardzo wielu OSK prowadzi się w ramach zajęć prezentację tego NOWOCZESNEGO urządzenia. Argument, że jeśli apteczka pierwszej pomocy nie jest obowiązkowa, to o niej nie uczymy i pomińmy na egzaminie teoretycznym, pozostawię ocenie czytelników Pana wpisu. Jednak namawiam Pana gorąco posłuchać zajęć z pierwszej pomocy. Napisał Pan, że traci czas na polu manewrowym, ciekawe co Pan tam robi? Naprawdę strach wiedzieć skoro niepotrzebny to „za drugi słupkiem jeden obrót” . Proponuje przypomnieć sobie czasy jak OSK było w jednej teczce kierownika, super i wrócimy na Grupon za 600 pln. Faktycznie godziny na trolejach nie będzie, nie było nigdy jej w planach, a najprawdopodobniej nie będzie także na płytach poślizgowych, bo chyba Panu chodzi o OTDJ-ty. Dryftowanie to nie jest wychodzenie z poślizgu, a prezentowana przez Pan liczba pomyłem merytorycznych jest równa ilości sloganów typu absurd itd.
Nie będę złośliwy i nie wytknę Panu braku umiejętności czytania ze zrozumieniem….Wyjaśnię zatem to czego Pan nie zrozumiał, po pierwsze nie pisałem że o apteczkach nie uczymy tylko ,że w chorym systemie są nieobowiązkowe a powinny być, w tym kontekście defibrylator niedostępny w trakcie wypadku jest czystą abstrakcją.A złośliwości o obsłudze defibrylatora przemilczę…rozumiem , że Pan ma w swoim pojeździe defibrylator podobnie jak większość kierowców w Polsce i razie wypadku natychmiast może go używać – gratuluję.Nie wyczuł Pan sarkazmu ani w przypadku trolei ani o dryftowaniu więc nie mam zamiaru się tłumaczyć, nie bardzo rozumiem o co chodzi Panu z tym Gruponem, teczką kierownika , sloganami o abs -ale rozumiem trzeba dowalić by się dowartościować.Na koniec wyjaśnię , że od 1982 roku pracuję w Zespole Szkół Samochodowych i uczę a kilkanaście lat szkoliłem tylko uczniów szkoły. Dodam jeszcze nie po to by się tym chwalić ale by Pana uspokoić -Jestem absolwentem Politechniki Śląskiej o specjalności budowa i naprawa pojazdów samochodowych, biegłym sądowym z zakresu bezpieczeństwa ruchu drogowego i rzeczoznawcą (choć już „niepraktykującym” od 5 lat).Szkoda ,że zamiast merytorycznej dyskusji o systemie szkolenia pojął Pan polemikę polegającą na ośmieszaniu i dyskredytowaniu przeciwnika.Życzę dużo zdrowia, wytrwałości , życzę jeszcze daru krytycyzmu(nie mylić z krytykanctwem) i więcej pokory .
PS.Wiem ,że to złośliwość z mojej strony, ale życzę by ten defibrylator nigdy nie był Panu potrzebny.
Prawda jest dokladnie taka jak napisal kolega wyzej podstawa do przerwania to art52 ust2 pkt2 czyli bezposrednie zagrozenie wiec to co napisal kolega o tych z za biurka to szczera prawda moze ktos sie wreszcie nad tym zastanowi ale czasu sie nie cofnie wyrazy wspolczucia dla rodziny
A niezmniejszenie prędkości przed stop to nie jest zagrożenie? U mnie w word uwalaja za niezmniejszenie prędkości przed stop przed torami. Ludzi to bulwersuje, ale jak widać egzaminatorzy mają tutaj wyobraźnię. Jak zahamować przed torami, jeśli się nie zmniejszy prędkości? Chyba trzeba wiedzieć co to jest droga hamowania?
Brawo dla pana . Chory jest system.
Do Pana Starzyka podobnie jak pan mam 45 letni staż w szkoleniu i mam dokładnie takie same spostrzeżenia i uwagi co do systemu szkolenia i egzaminowania jaki obowiązuje w Polsce Szanowny kolego to głosy rozpaczy i jak wołanie w puszczy nikt nie chce słuchać, jest to dramat polskiego szkolenia kierowców, pewnie będzie nowy eksperyment wyjęty z kapelusza na skalę światową a winnych niepowodzeń wciąż brak. Sprawy które poruszasz są tak jasne i oczywiste że aż głowa boli.
Przykre, że w obliczu takiej tragedii nawet na takim portalu zjawia się jakiś „troll” zakłócający rzeczową dyskusję. Zgadzam się z Panami Starzykiem i Emerytem. System jest zły i potrzebuje zmian. Nie chodzi o to, żeby ograniczyć dostęp do wiedzy dla kursantów lecz ustalić priorytety czego i w jakim stopniu nauczyć w ograniczonym przecież czasie i statystycznych możliwościach finansowych. Oczywiście można by wydłużyć kurs do 100-200 godzin i szkolic ze wszystkiegi i lepiej, ale kto da 10 tyś za kurs?! Niektorych rzeczy jak obsługi defibrylatora można uczyć np w ramach zajęć szkolnych.
Co do samego egzaminu, szanowna Pani, niestety rzeczywistość jest taka, że marszałkowie ingerują w sposób oceniania, reagowania przez egzaminatorów poprzez unieważnianie im egzaminów (słynna sprawa unieważnienia egzaminu, który został przerwany, gdy osoba chciała wjechać w inny pojazd. Marszałek nie widział w tym nic złego, bo doszłoby tylko do uszkodzenia pojazdów). Nie ma standardów ogólnopolskich, bo marszałkowie nie podlegają administracji rządowej, dlatego czasami są bardzo duże różnice w podejściu do egzaminów, bo egzaminatorzy są poprostu mobbingowani – mają tak działać, jak życzy sobie tego marszałek. Efekty tego widzieliśmy w Szaflarach… Być może w tamtym WORDzie były przypadki unieważniania egzaminów, gdy egzaminator zatrzymał pojazd za wcześnie, zdaniem marszałka, bo egzaminowany jeszcze by zdążył… Jak przejedzie przez torowisko, to nie ma dyskusji. Może tak było… Ale nie powinno!
Brawo Yaro, brawo Emeryt. To jest właśnie cała prawda o chorym systemie egzaminowania, o wywieraniu presji na egzaminatorach przez marszałka i dyrekcję dla których liczą się przede wszystkim finanse a nie bezpieczeństwo. Peawo jazdy jest państwowe i egzaminowanie nie powinno podlegać pod marszałka i ten nie powinien na tym zarabiać! Tak jak napisał Emeryt i Yaro egzaminatorzy są mobingowani przez marszałka, przez dyrekcję oraz zbyt bardzo obciążeni ilością egzaminów na dzień pracy. Egzaminator przemęczony, zastanawiający się czy marszałek będzie zadowolony jak teraz zachamuje, zastanawiajacy się kiedy zahamować żeby marszałek nie uniewaznił egzaminu nie będzie efektywny i będzie popełniał błędy! Odbiegając od tematu myślę, że pewne komentarze szanowna redakcja powinna opublikować w miesięczniku, może wtedy marszałkowie, dyrektorzy jak poczytają się chociaż odrobinę zastanowią…
A moze czas zmienić ten system? Wyrzucić nikomu niepotrzebny plac manewrowy (zabierający De facto godziny w ruchu realnym), wydłużyć egzamin dodając do niego wyjazd poza miasto ?
tak naprawdę to instruktor decyduje o tym ile godzin kursant ma spędzić na placu..
Jeśli jest słaby to musi min.5-8 h tam spedzić. Nie lepiej żeby spędził te godziny w ruchu miejskim > ? Spójrzmy na UE i ich rozwiązania i skopiujmy je. Nie oszukujmy się ale mamy kiepskie statystyki i jest to pokłosie kiepiskiego wyszkolenia.
No w końcu ktoś odważny stwierdza że kiepskie statystki zdawalności egzaminów to wynik kiepskiego wyszkolenia 🙂
Na placu manewrowym powinna być sprawdzana umiejętność sprawnego ruszenia.
Powiedzmy tak: przed polem startowym pasa ruchu w odległości 15 m sygnalizator S-1.
Egzaminowany ma wystartować na zielonym i przejechać linię sygnqalizatora w ustalonym limicie czasu.
Start oczywiście bez poślizgu.
Gdyby Egzaminowana umiała sprawnie ruszać to pomimo błędnego zatrzymania na przejeździe odjechałaby przed pociągiem. Na filmie widać dwie próby nieudolnego ruszenia.
Ja proponuję sprawdzić jak przeprowadzane są egzaminy wewnętrzne na kursie nauki jazdy. Jeżeli nie które osoby przychodzą kompletnie nieprzygotowane na egzamin. Nie wiedzą podstawowych zasad nie umieją świateł wskazać, płynów. Na łuku lusterka totalnie w dół. Instruktorzy nie umieją tych osób nauczyć żeby patrzyli w tylnią szybę. Bo to jest dla nich za duży problem. Potem z takimi lusterkami wyjeżdżaja w ruch drogowy gdzie pierwsza lepsza zmiana pasa ruchu kończy się przerwaniem egzaminu bo oni widzą asfalt a nie odpowiednia przestrzeń na drugim pasie ruchu. Taka jest prawda a potem egzaminy są złe albo egzaminatorzy. Dlaczego jest niska zdawalność a właśnie dlatego. Gdzie jest ten instruktor który tak pięknie nauczył…. który podpisał ze osoba egzaminowana jest przygotowana do egzaminu i ze zdała egzamin wewnętrzny. Co tez tak miała lusterka ustawione? na egzaminie wewnętrznym i to instruktorowi nie przeszkadzało. Wprowadźmy kamery na egzaminie wewnętrznym i będzie po problemie. Zobaczą instruktorzy co to jest presja tez dla instruktora ze jesteś cały czas nagrywany i niech pamiętają jak to powiedział ostatnio fachowiec z bezpiecznej jazdy ze egzaminator nie moż za wcześnie zareagować czyli uprzedzić ruch osoby egzaminowanej ale tez nie może za późno żeby nie stworzyć zagrożenia. Tylko żeby znalezć ten punkt to trzeba miec trochę inteligencji dlatego moim zdaniem egzaminator powinien mieć wyższe wykształcenie, bo wcale nie jest łatwo znaleźc ten złoty punkt. Wracając do tej konkretnej sytuacji to egzaminator popełnił kardynalny błąd ale zapominamy ze to tylko człowiek. Lekarz tez kiedyś wyciął zdrowa nęrke choremu zamiast chorej i musi jakoś dalej z tym żyć. Ja natomiast pokazuje że pierwszy podstawowy problem pojawia się na etapie szkolenia sądze ze prosty przykład lusterek na luku czy tez egzaminu wewnętrznego idealnie to pokazuje.
Pingback: UV inspection lamp
Pingback: buy magic mushroom online usa
Pingback: ปัง ปัง สล็อต
Pingback: additional info
Pingback: buy fake counterfeit money,
Możliwość komentowania została wyłączona.