Przeglądając publikacje analizujące konkretne systemowe rozwiązania związane ze szkoleniem i egzaminowaniem kierowców, zauważyłem typową dla minionego okresu rozbieżność pomiędzy działaniami wyraźnie wzmacniającymi pozycję przedsiębiorców i statusem osób, które zatrudniają, czyli instruktorów…
Chodzi o liczną grupę zawodową, bo aż trzydziestotysięczną. Niestety, instruktorzy niewiele zyskali na wprowadzanych reformach. Raczej stracili. Chodzi mi zarówno o ich sytuację ekonomiczną, jak i status społeczny. Ponadto grupa ta wciąż nie ma swojego autentycznego przedstawicielstwa. Członkami Polskiej Federacji Stowarzyszeń Szkół Kierowców są regionalne stowarzyszenia. A one głównie zrzeszają przedsiębiorców. Minęło dopiero pół roku, od kiedy zawód instruktora został wpisany na oficjalną listę…
Zła filozofia zatrudniania
Pamiętamy także deregulację ministra Gowina, która wyraźnie deprecjonowała środowisko i – co gorsza – pozbawiła go z takim trudem wypracowanego cenzusu zawodowego. Jest jeszcze, bardzo kontrowersyjna z punktu widzenia prawa i konstytucji, definicja zatrudnienia umożliwiająca pracę na podstawie umów cywilnoprawnych, czyli śmieciówek. Filozofia takich działań, polegająca na rozwoju gospodarki całego kraju, opartej na nisko opłacanej sile roboczej, poniosła zdecydowaną porażkę. Przedwyborcze deklaracje musimy wszyscy traktować z rezerwą i przymrużeniem oka. Jednak pomijany z wielu powodów aspekt dotyczący nie tylko dochodów przedsiębiorców, ale również zarobków osób u nich zatrudnionych (w naszym przypadku – instruktorów i wykładowców nauki jazdy), zaczyna przebijać się do świadomości wielu obywateli. Jest coś na rzeczy. Warto się nad tym przynajmniej zastanowić.
Zlecenia coraz bardziej popularne
Instruktorów nauki jazdy można podzielić na trzy podstawowe grupy. W pierwszym przypadku są to ludzie pracujący na podstawie tradycyjnej umowy o pracę. Niestety, jest to mało liczna grupa zawodowa. Dlaczego? Zatrudnianie na podstawie umowy o pracę generuję wysokie koszty i – co gorsza – kłopoty organizacyjne, związane z kodeksem pracy. Jednak tacy instruktorzy zawsze stanowili podstawową i stabilną kadrę, mocno związaną z miejscem zatrudnienia.
Są jeszcze instruktorzy pracujący na podstawie umowy-zlecenia. Przedsiębiorcy bardzo ich lubią! Dlaczego? Brakuje jakichkolwiek wzajemnych zobowiązań, kontroli czasu pracy. Są dyspozycyjni aż do przesady. Stawkę wynagrodzenia kształtuje rynek, czyli właściciel. Jest ona przez nikogo innego niekontrolowana. Oczywiście o urlopie czy zwolnieniach lekarskich można tylko pomarzyć. Taka forma zatrudnienia ma jednak wielu zwolenników. I to nie tylko wśród pracodawców. Wielu młodych, w pełni sprawnych i zdolnych emerytów, rencistów, urlopowanych, ubezpieczonych analogicznie jak rolnicy oraz innych amatorów takiej pracy, mających już nabyte podstawowe świadczenia socjalne, chętnie korzysta z takiego sposobu zarobkowania. Znamy również często pracujących w ten sposób przedstawicieli innych branż, zatrudnianych dorywczo jako instruktorzy dochodzący. Oni wcale nie marzą o ujawnianiu swoich dodatkowych dochodów. W obecnym systemie finansowym są przez pracodawców mocno preferowani. Mało tego, z powodzeniem wypierają z rynku pracujących na etatach kolegów. Dziwne, ale nikogo dzisiaj nie szokują zawarte w umowach „bajońskie” sumy, wynoszące 200 – 300 zł. Za miesiąc pracy!
Dzieło też się zdarza
Jest jeszcze jedna grupa instruktorów. Ci z kolei pracują na własny rachunek. Są przedsiębiorcami, funkcjonującymi samodzielnie na podstawie ustawy o działalności gospodarczej. Mogą, na podstawie umów cywilnoprawnych, wykonywać szkolenia na rzecz dużych OSK. Dodajmy do tego jeszcze dosyć pokaźną grupę instruktorów posiadających własne samochody szkoleniowe i pracujących na podobnych warunkach. Jest to wygodne dla właścicieli OSK. Nie muszą utrzymywać stałej bazy. W zależności od bieżących potrzeb mogą elastycznie i bezkosztowo uzupełniać swój park samochodowy. Znanym minusem takiego rozwiązania jest większa troska właściciela o niskie zużycie paliwa i pojazdu. Odbywa się to oczywiście kosztem jazd szkoleniowych powierzonych im kursantów.
Przypomnieć też trzeba o zatrudnianiu wbrew wszelkim przepisom prawa instruktorów nauki jazdy na podstawie umowy całkowicie nieadekwatnej do tego rodzaju działalności. Chodzi o dzieło. Wyroki sądowe i zasądzone wysokie grzywny jeszcze długo będą się śniły wielu polskim przedsiębiorcom.
Wyższa płaca, lepsza praca
Chcę koniecznie podkreślić, że absolutnie nie jestem wrogiem, przeciwnikiem swobody i bardzo liberalnej polityki państwa w zakresie kształtowania naszego rynku pracy oraz zawieranych umów! Piszę i zwracam uwagę na ten nie do końca doceniany element naszej działalności. Jest oczywiste, że tylko dobrze przygotowany, wykształcony, inteligentny oraz wysoko wynagradzany instruktor jest w stanie wyszkolić i przygotować kandydata do samodzielnej, nikomu niezagrażającej egzystencji przyszłego kierowcy w ruchu drogowym. To właśnie tutaj znajdziemy potencjał do podniesienia poziomu szkolenia. A to musi przynieść w przyszłości zmianę naszych zachowań na drogach. Niby proste, ale musieliśmy czekać ponad dwadzieścia lat na przypomnienie już dawno zapomnianego sloganu, że byt określa świadomość!
Niestety, wielu pracowników pamięta też doskonale slogan: jaka płaca, taka praca! Oczywiście to nie tylko instruktorzy nauki jazdy są podmiotem powodującym zmiany społeczne. Problem pracowników angażowanych powszechnie na takich śmieciowych umowach (dotyczy to, lekko licząc, około miliona zatrudnionych) stwarza uprzywilejowaną pozycję przedsiębiorców i jednocześnie powoduje degradację zatrudnionych. Wprowadza nikomu niepotrzebny i niczym nieuzasadniony podział na lepszych i gorszych. Co przyniesie najbliższa przyszłość i w jakim kierunku pójdą prace rządu? Już wkrótce przekonamy się sami. Jedno jest pewne. Problemu zatrudniania w skali całego kraju już nikomu nie uda się zatrzymać i, co o wiele ważniejsze, schować pod dywan! Sposób zatrudniania, przy zachowaniu wszystkich swobód prowadzenia działalności gospodarczej, wolności obywatelskiej i oczywiście gospodarczej, nie może doprowadzać do tak absurdalnej sytuacji, w której w jednym przedsiębiorstwie pracują na całkowicie odmiennych zasadach różne grupy ludzi wykonujących taką samą pracę. Standard, relacje właściciel – pracownik i odpowiedzialność za jakość wykonywanej pracy nigdy nie powinny zależeć od rodzaju podpisanej umowy. Właśnie takiego prawa pracy powinniśmy w dobrze pojętym wspólnym interesie kursantów i OSK oczekiwać od ministerstwa.
Rośnie nowe pokolenie
Jest jeszcze sprawa szkolenia i doboru kandydatów na instruktorów oraz wykładowców nauki jazdy. Otóż na portalu internetowym „Szkoły Jazdy” przeczytałem interesujące dane na temat szkolenia instruktorów. Zaskoczeniem była informacja, że przez prawie dwa lata do egzaminów końcowych dla kategorii B przystąpiło na terenie całego kraju 1510 osób. W ocenie wielu koleżanek i kolegów były to lata największego kryzysu ekonomicznego. Nałożył się na to niż demograficzny i emigracja około dwóch milionów młodych – potencjalnych kandydatów na klientów OSK. Z przedstawionych zestawień wynika, że większość kandydatów pochodzi z aglomeracji miejskich, skupionych w województwach: mazowieckim, małopolskim i śląskim (w sumie 659). Jest to ponad jedna trzecia wszystkich osób!
Jeśli tak pokaźna liczba osób szuka dla siebie nowego miejsca pracy, znaczy to, że nie wszystkie negatywne opinie o naszym zawodzie są uzasadnione. I bardzo dobrze! Rośnie nam nowe pokolenie, które powinno stanowić bazę i zaplecze dla stabilizującego się mimo wszystko rynku szkoleń.
Co z jakością?
Chciałbym podzielić się jeszcze jednym wnioskiem wyciągniętym z przytoczonych danych, dotyczących jakości i poziomu kursów dla kandydatów na instruktorów nauki jazdy. Jest to istotne, ponieważ od stycznia 2014 roku wyłącznymi podmiotami upoważnionymi do organizacji tego rodzaju szkoleń są Super OSK i WORD-y, a więc w opinii ustawodawcy najlepsi z najlepszych. W założeniu musi to doprowadzić do sytuacji, w której szkoleni tam kursanci powinni reprezentować wysoki poziom i stopień wyszkolenia. Jak mam więc ocenić informację zawartą w opracowaniu dotyczącym jakości i sprawności prowadzonych kursów, że egzamin końcowy w województwie mazowieckim zdało za pierwszym razem w 2015 roku 8,8 proc., małopolskim – 4,3 proc. i śląskim – 17,8 proc.? Przytaczam te wyniki, bo są one związane z największą liczbą szkolonych. Zdecydowanie odbiegają od średniej, która wynosi 17,1 proc. dla całej Polski. W jaki sposób wytłumaczyć tę wielką rozbieżność pomiędzy województwem pomorskim (66,6 proc. – brawo!), łódzkim (58,8 proc.), a kujawsko-pomorskim (6 proc.)? Czy można na podstawie takich wyników, analogicznie jak w przypadku szkoleń w OSK, wyciągać wnioski na temat jakości ich pracy? Chyba nie unikniemy narzucającego się i omijanego również przez autora tematu jakości nie tylko szkolenia, ale również egzaminowania. Ciekawe, ale te wyniki nie odbiegają od uzyskiwanych przez OSK w WORD-ach…
Błędny system?
O czym to świadczy? Czy można te dwa odległe od siebie szkolenia w ogóle porównywać? Tak, bo mają one wspólną cechę. Są prowadzone na podstawie programów zatwierdzonych przez to samo ministerstwo, dodatkowo kończą się obowiązkowym egzaminem wewnętrznym. Kierownicy ośrodków podpisują odpowiednie świadectwa, które potwierdzają odbycie szkolenia i nabycie wiadomości niezbędnych do przystąpienia do egzaminu końcowego. Skąd więc te porażki, świadczące o wielkiej rozbieżności pomiędzy jakością szkoleń a porażającymi wynikami egzaminacyjnymi? A może warto się zastanowić, czy błędy tkwią również w systemie egzaminowania? Czy nawet najlepiej przygotowani wykładowcy, posiadający często uprawnienia egzaminatorów państwowych, nie są w stanie w ramach prowadzonych zajęć przygotować swoich uczniów do wymagań egzaminacyjnych?
Zdaję sobie sprawę, że bez specjalnie przeprowadzonych badań tego zjawiska nie sposób wyciągnąć wniosków i znaleźć prostego sposobu na rozwiązanie tego problemu. Chciałbym, żebyśmy wspólnie wyciągnęli wnioski z marnowania czasu oraz pieniędzy uczestników szkoleń, których sprawność nie przekracza 20 proc. i jest ewenementem w krajach UE. Kończąc ten wątek, chcę zwrócić uwagę na jeszcze jeden istotny element naszej szkoleniowej drogi. Są nim egzaminatorzy. Myślę, że trzeba w przyszłości prześledzić przebieg i wyniki szkoleń także tej grupy. Dyskusja nad sprawnością i wynikami powinna prowadzić do wyciągnięcia wniosków dotyczących nie tylko kadry zaangażowanej w szkolenie instruktorów, wykładowców oraz egzaminatorów, ale również służyć do podniesienia rangi i poziomu wszystkich bez wyjątku OSK.
Kto odbiega od normy?
Jest jeszcze jedna sprawa, dobrze wpisująca się w ten cykl informacji. Dotyczy liczby i skutków odwołań od negatywnych decyzji egzaminatorów. Uwzględniając dość skomplikowaną procedurę i w większości młody wiek ubiegających się o prawo jazdy, dla których egzamin państwowy najczęściej jest pierwszym kontaktem z administracją państwową, możemy dojść do ciekawych wniosków. Otóż bez względu na niewielką, praktycznie marginalną liczbę zgłoszonych do urzędów wojewódzkich spraw, można tylko zauważyć, że są WORD-y, w których na przestrzeni ostatnich dwóch lat praktycznie nie ma skarg. Chcę wierzyć, że jest to skutek dobrej pracy egzaminatorów, sumiennie wykonujących swoje obowiązki. Ale są też niestety ośrodki odbiegające od normy, w których procent skutecznych i dobrze uzasadnionych odwołań powinien zwrócić uwagę. Zastanawiam się tylko, czyją?
PS Przypomnę jeszcze klasyka z innej epoki. „Kadry decydują o wszystkim”.
Wojciech Szemetyłło
Pingback: 웹툰 사이트
Pingback: ปลูกผม
Pingback: carts vape
Możliwość komentowania została wyłączona.