– Jazda autem, bez względu na dystans i okoliczności przyrody, jest dla mnie przeżyciem mistycznym, które daje możliwość postrzegania świata zewnętrznego przez pryzmat dźwięków wypełniających kabinę samochodu – mówi w rozmowie ze „Szkołą Jazdy” Tomasz Pągowski, projektant, muzyk, dyrektor kreatywny agencji IMATHOME oraz prowadzący program „Remont w 48h”.
Jakub Ziębka: Na swoim koncie ma pan sporo udanych, często niesztampowych aranżacji mieszkań. Czy podjąłby się pan metamorfozy np. wnętrza auta, powiedzmy w 48 godzin?
Tomasz Pągowski: Takie „Pimp My Ride”? Jasne! W autach od zawsze zachwyca mnie względność perspektywy. Zarówno bryła, jak i wnętrze auta z każdego kąta spoglądając robią inne wrażenie. Podziwiam projektantów samochodów za ich wyobraźnię przestrzenną i za każdym razem oglądając nowe auto z zewnątrz, jak i w środku, próbuję zrozumieć, jakim kluczem się kierowali, kreując ich kształt, dobierając materiały i kolory. Z natury jestem pragmatykiem, dlatego fascynuje mnie idea tworzenia funkcjonalnych, maksymalnie skompresowanych przestrzeni w dobrym guście i w tym kontekście wręcz fascynuję się branżą motoryzacyjną!
Stylistyka którego producenta aut jest według pana szczególnie miła dla oka?
Preferuję raczej mocne, ascetyczne formy, w których klarowne linie podkreślają wykorzystanie dobrych materiałów. Uważam, że bardzo dobrą robotę wykonała ostatnimi laty Skoda, Volvo wróciło do formy, Ford zyskał, odkąd upodobnił grill do Astona Martina. W ostatnim dziesięcioleciu Kia wskoczyła na zupełnie inną półkę, a moim faworytem jest soul drugiej generacji i szlocham wieczorami, odkąd dowiedziałem się, że nie będzie kolejnej generacji na polskim rynku. Lubię zgrabne, ale mocne, czyste w formie, dobrze skompresowane crossovery – krawężniki nie mogą być przeszkodą! Podoba mi się nowy smart, choć z dzieciakami na wakacje bym się nim nie wybrał. Jako marka zawsze przekonywało mnie Audi, cieszę się, że nowe mini wyszło z chwilowego stylistycznego impasu i tył countrymana nie wygląda już jak tyłek ludzika Michelin.
A czy samochód może być dziełem sztuki?
Jest wiele motoryzacyjnych dzieł sztuki, szczególnie w segmencie aut luksusowych. Warto jednak rozróżnić design od sztuki, te pojęcia różni kwestia funkcjonalności. Auta wolę rozpatrywać w tym pierwszym kontekście. Jeśli miałbym podejść do tematu ideowo, to w perspektywie historii motoryzacji i w kontekście idei pojazdu sunącego harmonijnie po tafli asfaltu, w pierwszej kolejności chyliłbym czoło przed projektantami Porsche… Ostatnio za najlepszy model, jaki wyjechał z tej stajni, uważam porsche macan, może dlatego, że to crossover…
Teraz zadam osobiste pytanie. Czym pan jeździ?
Tak jak dałem już do zrozumienia, najbliższa mym kończynom jest od kilku lat kia soul drugiej generacji. Uważam ją za esencję dobrego miejskiego designu. Zwarty, mocny, prosty i subtelny zarazem crossover. W kolorze navy blue, z białym dachem i lusterkami, diesel w wersji full, z 18-calowymi kołami ma bardzo dobre proporcje i jest dla mnie dokładnie tym, czego potrzebuję, by z radością podchodzić do auta i mieć poczucie dobrej inwestycji, dopasowanej do moich potrzeb. Jednak moja „Duszyczka” ma już trzy lata i powoli rozglądam się za następcą…
Potrafi pan tak barwnie opowiadać o samochodach, że motoryzacja chyba jest tematem bliskim pana sercu. Nie mylę się?
Nigdy nie byłem automaniakiem, choć interesuję się samochodami. Rzadko angażuję się towarzysko w tym temacie, gdyż na auta patrzę inaczej niż większość męskiej populacji. Koniki pod maską ani gabaryty auta nie są przedłużeniem mego przyrodzenia… Mój ogólny zmysł techniczny nie miał też okazji zawiesić się na mechanice samochodowej, prawdopodobnie dlatego, iż jako pierwszy w rodzinie zrobiłem prawo jazdy. Jednak kiedy zaraz po egzaminie pożyczyłem od partnera mojej mamy pięknego oldschoolowego opla asconę w automacie, rocznik ’76, i dziwnym trafem zerwałem linkę od gazu, bardzo szybko doszedłem do tego, gdzie należy podwiązać sznurek, przepuścić go przez wlot powietrza w masce, by dodawać gazu pociągając sznurek przez otwarte okno… Wracając do domu, wolno jadąc ulicami miasta, czułem się jak Juliusz Cezar wracający do Rzymu w swym rydwanie!
Pamięta pan swoje pierwsze auto?
Niestety tak… To była zastawa 1100. Bardzo fajne, zgrabne autko. Jednak nie miałem wtedy bladego pojęcia o kupowaniu aut używanych, upatrzony egzemplarz w przydrożnym komisie rozsypał się, nim dojechałem do domu… Na tym chciałbym zakończyć moją wypowiedź, gdyż do dziś wspomnienie tamtej chwili chwyta mnie za gardło…
Uważam się za osobę empatyczną, obiecuję więc nie zadawać w tym temacie bardziej szczegółowych pytań. Interesują mnie za to pana motoryzacyjne początki, czyli kurs na prawo jazdy oraz egzamin. Udało się zdać za pierwszym razem?
Tak, zdałem za pierwszym razem egzamin na kategorię B i A. Wykazałem się dynamiczną jazdą i mimo że wymusiłem pierwszeństwo na ciężarówce oraz zignorowałem zieloną strzałkę, egzaminator (po moim przenikliwym spojrzeniu) nie miał wątpliwości, że należy zaliczyć mi egzamin. Na kursie jeździłem cinquecento, kiedy więc na egzaminie przyszło mi robić kopertę maluchem, chichotałem pod nosem, że to tak łatwo idzie. Egzamin na motocykl poszedł jeszcze łatwiej, po prostu zgubiłem egzaminatora na światłach i jakoś tak sam wróciłem do bazy, a jemu chyba było głupio przyznać, że nie widział większości mojej trasy…
W mediach ochrzczono pana mianem współczesnego Leonarda da Vinci. Ma pan swoją agencję kreatywną, zajmuje się projektowaniem mieszkań, wreszcie jest pan muzykiem. Co więc najczęściej wydobywa się z głośników auta Tomasza Pągowskiego?
Jaki tam ze mnie Leonardo, zwykły człowiek renesansu… Nie słucham tzw. muzyki popularnej. Jazda autem, bez względu na dystans i okoliczności przyrody, jest dla mnie przeżyciem mistycznym, które daje możliwość postrzegania świata zewnętrznego właśnie przez pryzmat dźwięków wypełniających kabinę samochodu. Mam swoją stale powiększającą się playlistę na Spotify i dystansuję się lub stymuluję w zależności od nastroju. Jeśli mogę coś polecić, to np. Boards of Canada z utworem „Everything You Do Is A Balloon”, po tym akompaniamencie widok Warszawy na wjeździe do miasta nigdy nie będzie już taki sam…
A teraz poproszę o chwilę refleksji i dokonanie samooceny. Czy uważa się pan za dobrego kierowcę? Jakie cechy powinien taki delikwent posiadać?
Przede wszystkim opanowanie, refleks i wyobraźnię. Większość Polaków uważa się za dobrych kierowców i raczej się do nich zaliczam, choć jak we wszystkim, co robię, staram się zachować do siebie dystans. Lubię prowadzić i cieszy mnie jazda, choć nie zawsze moich pasażerów. Jazda w stolicy to permanentna walka o pole position na światłach!
Na koniec chciałbym, żeby pan trochę ponarzekał. Jakie zachowania polskich kierowców najbardziej irytują Tomasza Pągowskiego?
Absolutnym nr 1 jest dla mnie brak kierunkowskazu podczas zmiany pasów! Ooo… jak mnie irytują tacy wiraszkowie, co to na fali aroganckiego luzu nie zamierzają tracić energii na dotykanie palcami drążka kierunkowskazu…
Nr 2 to zawalidroga na lewym pasie… Choć tu staram się empatycznie sugerować chęć wyprzedzenia lewym migaczem i czekam cierpliwie, bo wiem, jak to jest się nieznacznie zawiesić.
Nr 3 to „turboprzecinaki”, nie tolerujący nikogo przed nimi na lewym pasie i już pół kilometra za mną tnący długimi, jak mieczem jedi.
Tomasz Pągowski – prowadzący program „Remont w 48h” na antenie Domo+, projektant, muzyk, dyrektor kreatywny agencji IMATHOME.
Pingback: bubba wedding strain for sale
Możliwość komentowania została wyłączona.